poniedziałek, 2 lipca 2018

Góra...

Była sobie wielka góra gdzieś od połowy osnuta wieczną mgłą, u jej podnóża znajdowały się dziwne istoty przypominające plastelinę , było tam także dużo różnych dróg zrobionych z różnych materiałów. Gdy istoty się przemieszczały materiały z których zrobiono drogi zmieniały ich strukturę i właściwości, np gdy przechodziły jedną ścieżką stawały się bardziej sztywne, gdy inną wręcz niesamowicie rozciągliwe tak że mogły równocześnie badać wiele dróg. Niektóre stworki ściśle trzymały się jakiejś drogi inne ciągle zmieniały, wiele wlazło na pagórek i praktycznie tam osiadło. Jeszcze inne łaziły także po bezdrożach, wspinały się na drzewa i dostrzegały szczyt... Potem krążyły dookoła góry i dostrzegały wiele różnych dróg, przed każdą był zbudowany jakby pałac i stał tam stworek zachęcający do wejścia do środka. Stworki właziły i zyskiwały taki kolor jak kolor pałacu. Wyraźnie kłóciły się zajadle czyj jest lepszy, czasem dochodziło do bójek, dodatkowo np stworki pofarbowane na złoto nie chodziły po pewnych ścieżkach preferując inne, a różowe nigdy nie schodziły na dróżki drewniane itd. Każdy pałac oferował także możliwość wędrówki na szczyt i zachęcacz bardzo je do tego namawiał, obiecywał że na szczycie jest ich główny pałac i że oczywiście wejście jest tylko dla odpowiednio pofarbowanych. Aczkolwiek większość pofarbowanych stworków zamiast zacząć wspinaczkę zajęła się zachęcaniem innych stworków że ich pałac jest jedynym prowadzącym do szczytu i że wejście tam to najwyższy cel.
Czasem niektóre stworki wyruszały na górę ścieżką wychodzącą z ich pałacu i wspinali się mozolnie pod górę, tym które wcześniej pospacerowały po ścieżkach dających większą elastyczność szło to dużo sprawniej, do tego wędrowcy zazwyczaj byli oblepieni cekinami, gdyż stworki chciały jak najbardziej pasować do swoich pałaców i ceniły sobie spacery zapewniające coś na wzór błyszczących cekinów, które w praktyce utrudniały wspinaczkę, ale za to każdy oblepiony cekinami, który podejmował wędrówkę stawał się widoczny dla innych i gorąco mu kibicowali. Ochotnik wchodził w mgłę okrywającą górę i potem schodził opowiadając że dotarli do pięknego pałacu, oczywiście w ich kolorze, że było cudownie i że wrócił bo niestety, ale na razie nie można tam zamieszkać bo pałac jest zamknięty i trafia się tam dopiero po śmierci oczywiście jeśli się będzie wiernym pałacowi...
Problem z tym że stworki z innych pałaców relacjonowały że też doszły na szczyt i że był on w Ich kolorze. Po pewnym czasie stworki zaczęły żyć wokół swoich pałaców co by po śmierci trafić do cudownych pałaców górnych, gdy miały dzieci od razu je przyprowadzały do pałacu i tłumaczyły po jakich mają chodzić ścieżkach co by po śmierci mogły wejść na szczyt, jako że głośno było głównie o stworkach oblepionych cekinami to uważano że to konieczne, oraz że jako że udało się to tylko stworkom które miały odpowiednią elastyczność to też uważano za konieczne.

Stworki nigdy nie doszły do porozumienia w sprawie tego jakiego koloru pałac stoi na szczycie, każdy był pewien że ma rację a relacje wędrowców ich w tym utwierdzały.

Aż znalazł się raz pewien stworek który ogólnie nie lubił chodzić znanymi ścieżkami, i łaził raz tu raz tam ceniąc szczególnie ścieżki które dawały mu większe możliwości badania kolejnych dróg, generalnie odrzucały go ścieżki z cekinami, często słyszał że jego starania zbadania wszystkich ścieżek jest niewykonalne bo nie ma cekinów, a tylko z cekinami można przejść ścieżkę prowadzącą do pałacu na szczycie... Generalnie stworek w pałac nie wierzył, bo skoro mieszkańcy czerwonego pałacu mówili że jest czerwony, a niebieskiego że niebieski to prawdopodobnie nikt nie miał racji a wędrowcy nigdy tam nie dotarli , doszli do mgły wrócili i nakłamali, ale po świecie krążyły legendy że jednak na szczycie nie ma pałacu, za to że rozpościera się tam niesamowity widok i rosną cudowne owoce...
Wobec czego postanowił że wejdzie na szczyt, na początek poszedł drogą niebieskiego pałacu w którą wierzyli jego rodzice, ale szybko doszedł do wniosku że droga wcale nie idzie pod górę a kilometrami prowadzi przez pobudowane przez lata zawiłe i w sumie bezsensowne budowle, na szczęście w końcu dojrzał wyjście i wyłoniła się droga, całkiem równa i wygodna, bo przez lata śmiałkowie doprowadzili ją do takiego stanu, szedł nią aż do niego dotarło że to bez sensu bo aby ułatwić podróż drogę przebudowano w mniej stromą ale za to masakrycznie rozciągniętą serpentynę a na dobitkę pomiędzy dolnym pałacem a górnym zbudowano dodatkowy pałac kończący wyrównaną ścieżkę a dalej były tylko cierniste krzaki przez które nie potrafił się przedzierać, szczególnie że równocześnie było tam bardzo stromo oraz zaczynała się tam strefa mgły.
Zszedł więc na dół i uznał że tak jak myślał to wszystko to ściema, był tam widział pałac ale na pewno nie był on na szczycie i wcale nie był taki okazały, dosłownie jak jakaś podróbka, może się na nią mógł nabrać ktoś kto mało wędrował ale nie on.
Długo wędrował w dolinie badając nowe ścieżki i zdobywając nowe umiejętności. Śmiał się z tych którzy wierzyli że z pałaców można dojść na szczyt i jeszcze wierzyć w jakiś cudowny pałac na nim, podczas gdy on był i go to bardzo zawiodło...Ale na szczyt nadal go ciągnęło, więc wykombinował że może zrobi inaczej, że zacznie wędrówkę na przełaj, od razu krzakami tak aby nauczyć się je pokonywać na względnie łatwym terenie aby potem dać radę na stromych zboczach. I tak właśnie zrobił, po prostu kierował się pod górę, często musiał zawracać, czasami korzystał z dróg pobudowanych przez różne pałace, szedł nimi dopóki prowadziły go w dobrym kierunku, gdy np schodziły w dół aby ominąć jakieś skały to zostawiał je i zaczynał się wspinać...
Zajęło to mnóstwo czasu, ale w końcu dotarł na szczyt. Na szczycie cały oblepił się niesamowitymi kwiatami a kiedy się wtopiły w jego ciało zaczął widzieć przez mgłę i zobaczył cudowny widok na całą okolicę. Sporo niżej stały różnobarwne pałace, ale nie prowadziły do nich te wygodne wyrównane drogi, tylko inne, zapomniane, bo z rozbudowanych pałaców wychodziły obydwie : wygodna wyrównana i ta dawna ledwo widoczna, którą ogłupiony pięknem komnat zwyczajnie przeoczył, ale ona istniała i gdyby dobrze się rozejrzał mógłby sobie znacznie ułatwić drogę i to nie raz mógł na nią powrócić bo często przecinała nową...
Co ciekawe z każdego górnego pałacu wychodziła całkiem przyzwoita droga na szczyt, tylko że wędrowcy którzy tam dotarli przekonani że na szczycie jest pałac dostrzegali tylko wzniesienie na którym stał, a nie to że trzeba z niego zejść w innym kierunku i pójść nową drogą, a pałac był tylko przystankiem, natomiast nic nie stało na przeszkodzie aby z niej skorzystać...
Długo wpatrywał się w cudowny widok. Potem zszedł na dół starymi, zapomnianymi drogami i chciał się podzielić odkryciem, ale nikt mu nie wierzył, szczególnie że ogólnie uznano że jest chory psychicznie bo od kiedy oblepił się kwiatami dostrzegał rzeczy których inni nie widzieli... Miał dość życia, zresztą nie miało już ono celu bo w końcu z góry poznał wszystkie ścieżki, niby mógł jeszcze się nimi przejść, wtopić w siebie nowe właściwości ale nie miał już ochoty. Aż pewnego dnia łażąc bez celu dostrzegł że w przeciwną stronę niż góra wcale nie ma pustyni na którą się nikt nie zapuszcza ale ogromne pasmo górskie i wiele szczytów do odkrycia.