Była sobie wielka góra gdzieś od połowy osnuta
wieczną mgłą, u jej podnóża znajdowały się dziwne istoty przypominające
plastelinę , było tam także dużo różnych dróg zrobionych z różnych
materiałów. Gdy istoty się przemieszczały materiały z których
zrobiono drogi zmieniały ich strukturę i właściwości, np gdy przechodziły jedną
ścieżką stawały się bardziej sztywne, gdy inną wręcz niesamowicie
rozciągliwe tak że mogły równocześnie badać wiele dróg. Niektóre stworki
ściśle trzymały się jakiejś drogi inne ciągle zmieniały, wiele wlazło na
pagórek i praktycznie tam osiadło. Jeszcze inne łaziły także po
bezdrożach, wspinały się na drzewa i dostrzegały szczyt... Potem krążyły
dookoła góry i dostrzegały wiele różnych dróg, przed każdą był
zbudowany jakby pałac i stał tam stworek zachęcający do wejścia do
środka. Stworki właziły i zyskiwały taki kolor jak kolor pałacu.
Wyraźnie kłóciły się zajadle czyj jest lepszy, czasem dochodziło do
bójek, dodatkowo np stworki pofarbowane na złoto nie chodziły po pewnych
ścieżkach preferując inne, a różowe nigdy nie schodziły na dróżki
drewniane itd. Każdy pałac oferował także możliwość wędrówki na szczyt i
zachęcacz bardzo je do tego namawiał, obiecywał że na szczycie jest ich
główny pałac i że oczywiście wejście jest tylko dla odpowiednio
pofarbowanych. Aczkolwiek większość pofarbowanych stworków zamiast
zacząć wspinaczkę zajęła się zachęcaniem innych stworków że ich pałac
jest jedynym prowadzącym do szczytu i że wejście tam to najwyższy cel.
Czasem niektóre stworki wyruszały na górę ścieżką wychodzącą z ich
pałacu i wspinali się mozolnie pod górę, tym które wcześniej
pospacerowały po ścieżkach dających większą elastyczność szło to dużo
sprawniej, do tego wędrowcy zazwyczaj byli oblepieni cekinami, gdyż
stworki chciały jak najbardziej pasować do swoich pałaców i ceniły sobie
spacery zapewniające coś na wzór błyszczących cekinów, które w praktyce
utrudniały wspinaczkę, ale za to każdy oblepiony cekinami, który
podejmował wędrówkę stawał się widoczny dla innych i gorąco mu
kibicowali. Ochotnik wchodził w mgłę okrywającą górę i potem schodził
opowiadając że dotarli do pięknego pałacu, oczywiście w ich kolorze, że
było cudownie i że wrócił bo niestety, ale na razie nie można tam
zamieszkać bo pałac jest zamknięty i trafia się tam dopiero po śmierci
oczywiście jeśli się będzie wiernym pałacowi...
Problem z tym że stworki z innych pałaców relacjonowały że też doszły na
szczyt i że był on w Ich kolorze. Po pewnym czasie stworki zaczęły żyć
wokół swoich pałaców co by po śmierci trafić do cudownych pałaców
górnych, gdy miały dzieci od razu je przyprowadzały do pałacu i
tłumaczyły po jakich mają chodzić ścieżkach co by po śmierci mogły wejść
na szczyt, jako że głośno było głównie o stworkach oblepionych cekinami
to uważano że to konieczne, oraz że jako że udało się to tylko
stworkom które miały odpowiednią elastyczność to też uważano za
konieczne.
Stworki nigdy nie doszły do porozumienia w sprawie tego jakiego koloru
pałac stoi na szczycie, każdy był pewien że ma rację a relacje wędrowców
ich w tym utwierdzały.
Aż znalazł się raz pewien stworek który ogólnie nie lubił chodzić
znanymi ścieżkami, i łaził raz tu raz tam ceniąc szczególnie ścieżki
które dawały mu większe możliwości badania kolejnych dróg, generalnie
odrzucały go ścieżki z cekinami, często słyszał że jego starania
zbadania wszystkich ścieżek jest niewykonalne bo nie ma cekinów, a tylko
z cekinami można przejść ścieżkę prowadzącą do pałacu na szczycie...
Generalnie stworek w pałac nie wierzył, bo skoro mieszkańcy czerwonego
pałacu mówili że jest czerwony, a niebieskiego że niebieski to
prawdopodobnie nikt nie miał racji a wędrowcy nigdy tam nie dotarli ,
doszli do mgły wrócili i nakłamali, ale po świecie krążyły legendy że
jednak na szczycie nie ma pałacu, za to że rozpościera się tam
niesamowity widok i rosną cudowne owoce...
Wobec czego postanowił że wejdzie na szczyt, na początek poszedł drogą
niebieskiego pałacu w którą wierzyli jego rodzice, ale szybko doszedł do
wniosku że droga wcale nie idzie pod górę a kilometrami prowadzi przez
pobudowane przez lata zawiłe i w sumie bezsensowne budowle, na szczęście
w końcu dojrzał wyjście i wyłoniła się droga, całkiem równa i wygodna,
bo przez lata śmiałkowie doprowadzili ją do takiego stanu, szedł nią aż
do niego dotarło że to bez sensu bo aby ułatwić podróż drogę
przebudowano w mniej stromą ale za to masakrycznie rozciągniętą
serpentynę a na dobitkę pomiędzy dolnym pałacem a górnym zbudowano
dodatkowy pałac kończący wyrównaną ścieżkę a dalej były tylko cierniste
krzaki przez które nie potrafił się przedzierać, szczególnie że
równocześnie było tam bardzo stromo oraz zaczynała się tam strefa mgły.
Zszedł więc na dół i uznał że tak jak myślał to wszystko to ściema, był
tam widział pałac ale na pewno nie był on na szczycie i wcale nie był
taki okazały, dosłownie jak jakaś podróbka, może się na nią mógł nabrać
ktoś kto mało wędrował ale nie on.
Długo wędrował w dolinie badając nowe ścieżki i zdobywając nowe
umiejętności. Śmiał się z tych którzy wierzyli że z pałaców można dojść
na szczyt i jeszcze wierzyć w jakiś cudowny pałac na nim, podczas gdy on
był i go to bardzo zawiodło...Ale na szczyt nadal go ciągnęło, więc
wykombinował że może zrobi inaczej, że zacznie wędrówkę na przełaj, od
razu krzakami tak aby nauczyć się je pokonywać na względnie łatwym
terenie aby potem dać radę na stromych zboczach. I tak właśnie zrobił,
po prostu kierował się pod górę, często musiał zawracać, czasami
korzystał z dróg pobudowanych przez różne pałace, szedł nimi dopóki
prowadziły go w dobrym kierunku, gdy np schodziły w dół aby ominąć
jakieś skały to zostawiał je i zaczynał się wspinać...
Zajęło to mnóstwo czasu, ale w końcu dotarł na szczyt. Na szczycie cały
oblepił się niesamowitymi kwiatami a kiedy się wtopiły w jego ciało
zaczął widzieć przez mgłę i zobaczył cudowny widok na całą okolicę.
Sporo niżej stały różnobarwne pałace, ale nie prowadziły do nich te
wygodne wyrównane drogi, tylko inne, zapomniane, bo z rozbudowanych
pałaców wychodziły obydwie : wygodna wyrównana i ta dawna ledwo
widoczna, którą ogłupiony pięknem komnat zwyczajnie przeoczył, ale ona
istniała i gdyby dobrze się rozejrzał mógłby sobie znacznie ułatwić
drogę i to nie raz mógł na nią powrócić bo często przecinała nową...
Co ciekawe z każdego górnego pałacu wychodziła całkiem przyzwoita droga
na szczyt, tylko że wędrowcy którzy tam dotarli przekonani że na
szczycie jest pałac dostrzegali tylko wzniesienie na którym stał, a nie
to że trzeba z niego zejść w innym kierunku i pójść nową drogą, a pałac
był tylko przystankiem, natomiast nic nie stało na przeszkodzie aby z
niej skorzystać...
Długo wpatrywał się w cudowny widok. Potem zszedł na dół starymi,
zapomnianymi drogami i chciał się podzielić odkryciem, ale nikt mu nie
wierzył, szczególnie że ogólnie uznano że jest chory psychicznie bo od
kiedy oblepił się kwiatami dostrzegał rzeczy których inni nie
widzieli... Miał dość życia, zresztą nie miało już ono celu bo w końcu z
góry poznał wszystkie ścieżki, niby mógł jeszcze się nimi przejść,
wtopić w siebie nowe właściwości ale nie miał już ochoty. Aż pewnego
dnia łażąc bez celu dostrzegł że w przeciwną stronę niż góra wcale nie
ma pustyni na którą się nikt nie zapuszcza ale ogromne pasmo górskie i
wiele szczytów do odkrycia.