piątek, 13 września 2019

Cel i droga do celu


Opowiem  zmodyfikowaną opowieś o pewnym chłopaku, który wyruszył w podróż do mędrca, który ponoć znał tajemnicę mądrości. Mędrzec mieszkał na najwyższej górze na jego wyspie, na górze której szczyt był zawsze osnuty chmurami i na który wiodła droga pełna cudowności, które jak głosiły opowieści miały zatrzymać wędrowca, sprawić aby uznał, że to mu wystarczy i zabrał jakąś cudowność z sobą, szczególnie, że cudowności cudownie się mnożyły i zabranie czegoś niczego nie zmieniało. Chłopak wiedział o tym dlatego zrobił sobie klapki na oczy tak aby patrzył tylko pod nogi i żadne pułapki go nie rozpraszały, aby nie marnował czasu na gapienie się na widoki czy nie skusiła go jakaś cudowność. I tak dotarł na szczyt i praktycznie walnął swoim zakutym łbem o bramę pałacu mędrca. Wszedł do środka. Mędrzec miło go ugościł. Na pytanie o tajemnicę mądrości dał chłopakowi łyżkę, nalał na nią oliwy i kazał przejść się ścieżką przez ogród tak aby nie zgubić oliwy, bo doniesienie jej jest niezbędne aby zdradził mu sekret. Więc chłopak poszedł i wrócił z oliwą, ale mędrzec.zaczął wypytywać o to co zobaczył w ogrodzie i jako, że chłopak nic poza łyżką nie zobaczył kazał mu iść jeszcze raz. Tym razem chłopak potrafił odpowiedzieć na pytania o ogród ale nie miał oliwy...
Gdy zrobił smutną minę i prawie się rozpłakał przez tą porażkę mędrzec powiedział: cały sekret polega na tym aby umieć cieszyć się drogą nie gubiąc przy tym celu... tam są ekspresowe schody wnętrzem góry na dół, posłuchaj mojej rady i wróć tutaj a następni będą szli do dwóch mędrców z góry, a co ważne sama droga nauczy Cię wszystkiego co ja wiem, bo z całej mojej wiedzy zrobiłem te wszystkie cudowności a jak wrócisz będziesz uczył mnie, bo Twoja wiedza będzie większa od mojej o Twoją indywidualną drogę...

sobota, 13 lipca 2019

Oczywistość

W pewnym sensie zazdroszczę ludziom dla których tak wiele jest oczywiste i nawet bez konieczności uwzględniania wielu aspektów.

Są pewni, że istnieją, że coś tam istnieje a co nie. Kwestia istnienia jest dla nich oczywista i absurdalne się wydaje, że tu jest o czym myśleć. Że można wydzielić wiele sposobów istnienia. Tylko czy te sposoby istnienia istnieją? A jeśli tak to jak?

A skąd wiem, że coś istnieje a coś nie? Że coś istnieje w świecie fizycznym a coś innego w świecie fantazji? A może po prostu istnieje doświadczanie a reszta to tylko koncepty, które są doświadczane?

Co jest dobre a co złe? Czy istnieje coś takiego jak dobro lub zło? A jeśli istnieje to w jaki sposób? Jak zdobyć wiedzę o tym co jest dobre? Czy dobro jest cechą bytu a może czynności, a może chodzi o intencje, albo o rezultaty? Ale według jakich kryteriów to ocenić?

Tak na serio to wszystko się rozchodzi o jedno jedyne pytanie. Na nie też większość ma oczywistą odpiwiedź.
Czy żyć?

A jeśli nie będę żyć to co? Po prostu nie będzie niczego? Niebyt, nicość, brak doświadczania, totalny koniec. A może życie jest tylko odpowiedzią na pytanie o sens bycia? I ten problem pozostanie?

Nic nie wiem. Kurczę nawet tego , czy na serio nic nie wiem.
Gorzej, nie wiem nawet co znaczy nic i co znaczy wiedzieć... Czy można wiedzieć nic?

Oczywistość.
Oczy wistość... Wistość to od widzenia?
Skąd to słowo? Jak je wykombinowano?
Szybki wypad w neta i niby od widzieć.

Wówczas oczywiście to to co widzą oczy.
I oczywiście prawie nikt nie ma wątpliwości, czy to co widzą oczy istnieje, czy jest prawdziwe, czy jest to dobre źródło wiedzy?

piątek, 14 czerwca 2019

Prawda...

Prawda Cię wyzwoli, ale najpierw zirytuje, czasem poważnie wkurzy.

Aby Prawda mogła wyzwolić musi najpierw ukazać, że jest się niewolnikiem a na dobitkę zasadniczo samemu wpakowało się do klatki i połknęło kluczyk... no cóż kluczyk można ze środka wydobyć, ale bedzie obtoczony w gównie ;)

Kolejny problem- klatka bywa ze złota i ładnie urządzona a świat poza nią jest nieznany i potencjalnie niebezpieczny...

No i bez zdobycia jeszcze w klatce pewnych umiejętności i wiedzy poza nią serio jest niebezpiecznie.

Klatka iluzji ma sporo warstw i mnóstwo krat zbudowanych z przekonań odgradzających od rzeczywistości.
Nie znaczy to że klatka jest zawsze czymś złym, maluch potrzebuje schronienia, bezpiecznej przestrzenii do treningu, ale ważne czy trenuje czy buduje kolejne warstwy i czy wie, że to klatka...

Tworząc własną klatkę kreuje się swoją indywidualność, tylko czy suwerenność?

Docelowo chodzi o suwerenność w jedności i zrozumienie tego pozornego paradoksu.


sobota, 1 czerwca 2019

Jestem, a raczej staję się...

Istnienie
Bycie
Jestem
Będę
Staję się
Tworzę... siebie...

Oddzielam siebie od reszty... siebie?

Co tak naprawdę istnieje?
Doświadczanie czy to co jest doświadczane?
To to samo, ale jakby inaczej...

Chyba wszystko jest tym samym, ale inaczej...

Nieskończoność
Doskonałość
Nieskończone doskonalenie się
Nieskończony rozwój

Czy burzenie też jest rozwojem?
Oddzielanie siebie od siebie?
Destrukcja?
Burzenie i budowanie to tworzenie, zmiana...
Życie to zmiana

Jestem i nie ma mnie
Staję się, istnieję i nie istnieję...

Jestem i nie ma mnie
Jestem wszystkim i niczym
Nie jestem wszystkim i niczym
Nie jestem wszystkim ani nie jestem niczym

Jest wszystko i nie ma niczego
Jest nicość i nie ma niczego
Jest nicość i nie ma wszystkiego
Nie ma nicości czyli nie ma wszystkiego

Wniosek- nicość jest czymś?

poniedziałek, 20 maja 2019

Czarne światło

Czarne światło przez pełną pustkę mknie
Z prędkością światła nie pokonując żadnej odległości
Rozświetla jasność swą czernią
Karmi czarnoświetlne rośliny 
Ich liście białe jak śnieg, 
Który znają tylko z baśni starych nowo narodzonych kryształów...
Czarne światło przez pełną pustkę mknie
Zrodzone w czarnej dziury największym szczycie.
Rozświetla jasność swą czernią
Czereśniową czernią czerniny czerpiąc cierpienie cierniste
Czarne światło
Ciepłe jak zero absolutne
Szybkie jak bezruch w niebycie
Logiczne jak koło kwadratowe
Jak czerwona zieleń
W poszukiwaniu nicości
Trafiam na czarne światło
Mknące z prędkością światła mimo zawsze zerowego dystansu.
Niebyt i byt
Jedno od drugiego zależne
Dualna Jednia
Światło czarne
Światło białe
I wszystkie kolory pomiędzy

To czego nie umiem podważyć

Podważam każde podstawowe założenie i gdy biorę jego przeciwieństwo praktycznue nic się nie zmienia.

Istnieje obiektywna rzeczywistość, albo tylko obiektywny obserwator tworzący subiektywną rzeczywistość. Na jedno wychodzi, serio. Jak się to dobrze przemyśli to wychodzi na jedno...
W praktyce solipsysta będzie zachowywał się jak każdy inny człowiek, bo w końcu wyśnił sobie bardzo realistyczną grę i nie ma ochoty przegrać przez olanie praw fizyki ;)

Istnieje prawda i fałsz, albo iluzja prawdy i fałszu. To na jedno wychodzi.
Świat rzeczywisty czy super realistyczna symulacja? Jaka to różnica tak na serio?

Jedyne co jest nieruszalne to doświadczanie, wszelkie spekulacje kto doświadcza i czego są ok, ale nie potrafię zaprzeczyć temu że następuje doświadczanie. Mogę usunąć podmiot doświadczający i zastąpić czystym doświadczaniem, ale fakt doświadczania jest rdzeniem...
Nawet istnienie i nieistnienie mogę uznać za koncept, ale koncept nałożony na doświadczenie.
Doświadczanie to ta jedyna pewna rzecz, nie istnienie, a doświadczanie.

Od tego można wyjść i zacząć kombinować co doświadcza czego, w jaki sposób i dlaczego...

poniedziałek, 13 maja 2019

Miłość po raz kolejny... plus suwaki emocji

Miłość(pragnienie dobra)- nienawiść
Miłość(zaangażowanie) -obojętność
Miłość(ufność/wiara?) -strach

Strach- ciekawość + ostrożność
Nuda - ekscytacja + opanowanie/spokój
Złość - akceptacja + pragnienie zmiany
Smutek - radość + brak przywiązania
Wstyd/poczucie winy - zadowolenie + szacunek/odpowiedzialność
Niezadowolenie/brak akceptacji/odraza/obrzydzenie- zachwyt/podziw + pragnienie zmiany/dostrzeganie minusów


niedziela, 12 maja 2019

Sens?

Jaki jest istnienia sens?
Może sensem tym jest sen?
I istnienie sobie śni...
Skoro śni to znak, że jest
Jest tylko czym?
Czystym bytem czy niebytem
Co to znaczy zwykłe być?
Jestem tym nie będąc tamtym?
Jestem bytem i nie bytem...
Ale jaki to ma sens?
Z czego sens wynika?
Z przyczyn czy celu?
Kiedy sens znika?
Czy cokolwiek jest na serio bezsensowne?
Obiektywnie bezsensowne?
Czy cokolwiek bez podmiotu sens posiada?
Może podmiot sensem włada?
Może podmiot sens dokłada?
Przyczyna-akcja-skutek
Akcja sens ma albo nie
Zależy kto czego chce
I sens widzi albo nie...
Czy przyczyna daje sens czy tylko powód?
A skutek? Kiedy jest skuteczny?
Skuć, snuć, wróć!
Może skutek jest wysnuty ;)
Może sen jest skuty..
Kuć, kłóć?
Sensu chyba brak
Ale czemu właśnie tak?
Ten tekst sens ma albo nie
Jeden widzi inny nie
Zależy kto czego chce
Czego kto oczekuje
Takim skutkiem to skutkuje ;)

środa, 8 maja 2019

Ja....

Doświadczam, więc jestem, tylko kim?
Co jest mną a co nie? Co należy do mnie a co nie?
Nie jestem moją mamą. Pierwsze odkrycie.
Ja to moje ciało, jest ono i świat pełny innych ludzi.
Ale mam rodzinę. To moja rodzina. Ich szczęście jest moim szczęściem, ich krzywda i problemy moimi problemami.
Szukam tożsamości, ustalam jaka jestem i jakie gram role.
Jestem dzieckiem, siostrą, koleżanką, przyjaciółką oraz kogoś wrogiem. Uczniem choć czasem nauczycielem. Jestem członkiem takiej a takiej grupy...
Różnica między jestem członkiem jakiejś grupy, np religijnej typu katolicy a jestem katolikiem jest iluzją, bo przynależność od tożsamości nie dzieli jeszcze przepaść.
Jestem członikem klasy/grupy xyz, jestem z xyz, jestem xyz... mechanizmy obronne ego, bronią wszystkiego z czym się utożsamiam, całego szerokiego obrazu siebie.
Dlatego ludzie tak ostro bronią swoich grup, poglądów, tożsamości...

Unikanie samotności, potrzeba przynależności i tożsamości.
Rozszerzam zakres siebie i jestem obywatelem świata i wszechświata.
To ogranicza chęć udziału w wojenkach o wyższość jednych grup względem innych, bo o ile porównywania w konkretnej dziedzinie w celu ustalenia co warto poprawić są ok, tak udowadnianie, że jakaś grupa całokształtowo jest lepsza od innych zachodzi z zasady na drodze udawania że nie ma słabych punktów lub na drodze prób obniżenia poziomu "wroga"...

Jestem swoim ciałem i umysłem i mam złudzenie kontroli...
Ale iluzja pęka jak bańka mydlana.
Doświadczam ciała i umysłu, mam ciało i umysł, tak samo jak mam różne przedmioty oraz przynależności grupowe.
Mogę się do tego przyznawać lub nie, lubić to lub nie, akceptować lub nie, pragnąć zmieniać lub nie.
Zakres kontroli wyznaczany jest możliwościami zmiany tego, tym samym bardziej jestem władcą moich zabawek niż moich myśli...
Na jakim polu jestem suwerennym władcą?
Czy suwerenność to władza absolutna, czy władza niezależna od innych władców ale nie od praw danego obszaru?

Rozumienie owych praw jest podstawą suwerennego zarządzania, bo pewnych rzeczy się nie przeskoczy, ale można zrozumieć i wykorzystać do swoich celów, choćby prawa przyrody.

Niezależnie od kierunku, czy rozszerzam zakres siebie czy zawężam do punktu bez rozmiaru i tak ostatecznie obiektywnie jestem wszystkim i niczym, bo uznać czym mogę tylko subiektywnie, mogę określić relacje względem czegoś. Tak na serio do po prostu doświadczam siebie z pewnego punktu.

Teraz dopiero zaczyna się zabawa, bo skoro doświadczam siebie, to mam na siebie pewien wpływ i "wystarczy" poznać owe prawa obowiązujące aby z wroga stały się pomocnikiem do wdrażania zmian.

Podstawą jest odpowiednie zrozumienie i oprogramowanie narzędzia jakim jest umysł, ustalenie jakie mam możliwości, jakie programy a jakie chcę mieć.
Analogia do komputera może i ma ograniczenia, ale i tak jest wygodna, bo umysł jest oprogramowaniem samoprogramującego się robota, czyli ciała i to wirtualnego w symulacji zwanej wszechświat...

Pytanie jakiej gry chcę doświadczać? Co chcę tu dokonać? Jak i co zmodyfikować?

Cel roboczy: poznać i zrozumieć mechanizmy i świadomie zacząć sterować, a to co jest pod autopilotem... no cóż, można programować autopilota.

Przyczyna- skutek...
Aby zmienić skutek, trzeba zmienić przyczynę, na szczęście cele też są przyczyną, tyle, że osadzoną w wyobrażonej przyszłości.
Oczywiście to jak sobie wyobrażam idealną przyszłość też ma przyczyny...
I gdzie ta wolna wola?
Moim zdaniem nigdzie, ale jest opcja samoprogramowania tu i teraz, poznania przyczyn i potencjalnych skutków i w zależności od odczuć jakie dana wizja niesie pójść za tym co wolę/czego chcę.
Nie wybieram dowolnie tego co wolę, ale mogę do tego dążyć skutecznie lub sabotować sama siebie...

Do ustalania jak plus minus wygląda suwaczkowy panel sterowania umysłu pora powrócić ;)


wtorek, 7 maja 2019

Miłość jako centrum wyższych wartości:

Stawiam w centrum Miłość, taką nieskończenie doskonałą i pełną, czyli w praktyce w nieskończoność się doskonalącą i dopełniającą.
Dookoła umieszczam te aspekty które uważam za niezbędne i dopełniające siebie, a podział ma poszczególne aspekty jako sztuczny, choć użyteczny.
Kolejna linia to ich przeciwieństwa.

Miłość centalna:
Miłość
- Zaangażowanie- obojętność
                               - nadopiekuńczość
- Otwartość - strach
                      - przywiązanie
- Pragnienie dobra - nienawiść
                                   - samopoświęcenie

Teraz , aby nie wpaść w drugie myślniki przeciwieństw, czyli w przesadę potrzeba:
Zrozumienia, czyli aspektu Prawdy
Suwerenności, czyli aspektu Wolności

Prawda:
Zrozumienie -niewiedza( brak informacji)
                        - ignorancja( olanie inf )
                        - projekcja / iluzja (błędy)
                        - kłamstwo (celowo błędne inf)
Aby móc rozwijać zrozumienie potrzebna jest:
Mądrość - nieświadomość swojej niewiedzy
                 - założenie, że zna się Prawdę
                 - brak umiejętności praktycznych,
w tym weryfikowania danych
                 -braki w pojmowaniu i poziomie realizacji innych wyższych wartości
                 - nieznajomość i olewanie praw istot, wynikających z tego kim są i co mają...


Teraz kolejny element:
Wolność
Wolność od - przywiązania
                      -przywiązywanie/zniewalanie
Wolność do - zbędne ograniczenia
                      - przywiązywanie/zniewalanie
W praktyce daje to:
Suwerenność- gra w pana i sługę
                        -braki samokontroli
                        - brak akceptacji ograniczeń
                        -brak zrozumienia

Tak, są to pozornie błędne koła...

A to nie wszystko:
Piękno:
Harmonia - kompletny chaos
                    -skrajne i sztywne przyporządkowanie
Wrażliwość na piękno, umiejętność zachwycania się - zamknięcie estetyczne
                               -sztywne ramy estetyczne

Moc - przemoc
        - niemoc/bezsilność

Dobro - zło, czyli krzywdzenie, odbieranie praw.
            - braki w innych ideach/wartościach

Życie:
Biologiczne - stan między powstaniem a śmiercią
Życie jako doświadczanie
Życie jako proces rozwoju, ewolucji

Tak to widzę na chwilę obecną.




               



                 

piątek, 3 maja 2019

Bóg, wieczność i nieskończoność

Ja uważam (co nie znaczy, że to prawda, bo przecież nie uważam swoich przekonań za prawdziwe, a tylko za moim aktualnym zdaniem najbliższe prawdy!), że Bóg JEST, a cała reszta dotycząca tego jaki to subiektywne spekulacje, zależne od indywidualnego układu odniesienia.

Z jednej perspektywy jest wieczny i niezmienny, z innej ma początek i się zmienia.
Czy wstęga mobiusa ma początek i koniec? A czy chodząca po niej mrówka może chodzić wiecznie?
Czy dla mrówki wstęga miała początek, oraz na starcie była pewna, że ma dwie strony?

Wstęga jest metaforą mającą zobrazować, że to co wydaje się być drugą stroną medalu może być tą samą...
A dla mrówki początek jest tam gdzie zaczęła wędrówkę, a koniec tam gdzie skończy, mimo, że wstęga nie ma początku ani końca tak obiektywnie.
Tym samym Bóg może być na raz początkiem i końcem, no i środkiem, dosłownie wszystkim i to w znaczeniu nieograniczonej nieskończoności nieskończonej ilości wymiarów. Nasz wymiar czasowy jest tylko jednym z nieskończonej ilości najróżniejszych wymiarów.

Bóg JEST, tak się przedstawił nawet w Biblii, która nie jest według mnie najlepszym źródłem wiedzy o Bogu, ale to co kluczowe jest wszędzie dostępne.
Bóg jest wszystkim i niczym- zależy od perspektywy i definicji. 

Jedyną cechą Boga jest to, że JEST, a to czym lub kim zależy od indywidualnego obrazu.
Dla jednego jedyną Prawdą albo wszystkim dla drugiego niczym...
Dla jednego jest Stwórcą albo Źródłem dla innego wytworem wyobraźni o dowolnych cechach przypisywanych przez religię.
Albo pustym pojęciem. Pojęciem abstrakcyjnym, zapewne ilu ludzi tyle obrazów, a raczej więcej, bo standardowo obraz Boga ewoluuje...

Cokolwiek o Bogu powiemy to nie oddaje Prawdy.
Kłania się teologia apofatyczna, najsłynniejsze zdanie o Tao oraz cechy brahmana, który nie ma atrybutów.

Królestwo Boga jest w Tobie i to na wieczność, można tylko zapomnieć, że tam jest. A jak kto rozumie Królestwo Boga zależy od religii, niektórzy nazywają sytuację gdy odnajdziesz drogę oświeceniem, nirwaną, mokszą, mistyczną relacją z Bogiem. To tylko nazwy.

No to poleciałam.

Aha wieczność to wieczne teraz. Zawsze jest teraz. A dawniejsze i wcześniejsze teraz nazywamy względem tego obecnego teraz. Ale bezwzględnie to zawsze jest teraz. Patrząc z góry na płaską czasoprzestrzeń jest tylko jedno jedyne teraz... 

I co ja niby z tą wiedzą zrobię? Chciałam zrozumieć i mam za swoje... Jak to Tobie przekazać, a raczej Sobie...

Tak, powinnam się leczyć, ale na pewnym poziomie wszystko jest jednym, serio ;) . Oczywiście tylko na pewnym poziomie i z pewnej perspektywy.

Jak jabłko jest jednym jabłkiem, ale miliardami cząsteczek... Jak jeden nieskończony zbiór jest nieskończoną ilością nieskończonych zbiorów. Te podzbiory nie są nadrzędnym zbiorem, bo są ograniczone, ale mimo to nieskończone. I macie 'na obraz i podobieństwo'... 

Tak w ultra skrócie:brahman czyli Absolut, jest niguna czyli bez atrybutów, tym samym jest niezmienny, wszelkie wyobrażenia brahmana to saguna brahman, czyli brahman z atrybutami i tu macie wszystkich Bogów z osobowościami, choć oczywiście chrześcijanie twierdzą, że Bóg chrześcijański jest tym jedynym, bo serio opis teologiczny całkiem nieźle oddaje to co ma oddawać, szczególnie teologia apofatyczna;) Ale obrazy jakie mają typowi wierni to saguna.
Przechodzimy do atmana to plus minus dusza.
I tu robi się ciekawie, bo buddyści mają anatmana, czyli po prostu nie wierzą w coś takiego jaki indywidualna dusza, co jest logiczne biorąc pod uwagę uznanie wszystkiego poza Absolutem za iluzję, maja. Advaita vedanta zaś głosi, że atman jest tożsamy z brahmanem, z tym, że jak zawsze pojawia się problem z tłumaczeniem z sanskrytu.
To taka tożsamość jak ocean i fala na oceanie, albo ocean i kropla, to i to jest wodą... 

Bóg z atrybutami, działający nie jest Absolutem.

Czy prawda musi być wieczna i niezmienna? Teraz jestem tu i to jest prawda, aby było to prawdą wieczną i niezmienną ten stan musiałby istnieć zawsze. Jest to możliwe w mojej pokręconej koncepcji świata, którą już kiedyś próbowałam tłumaczyć, ale okazało się, że jakoś inni mają problem z wyobrażaniem sobie przestrzenii n-wymiarowych, a wielowymiarowy czas sprawia poważne problemy. 
Zresztą samo pojęcie nieskończoności jakoś chyba mało komu mieści się w głowach. 
A bez tego nie ma jak myśleć o wieczności...

Czy nieskończony ciąg może mieć początek? A czy może zawierać tylko wybrane elementy o konkretnych parametrach? 

Ile liczb mieści się między jedynką a dwójką? A ile jest liczb całkowitych? Ile wymiennych, ile niewymiernych? Ile zespolonych? A teraz to samo rozrysować zbiorami...Może być miejsza lub większa nieskończoność?
Jaki rozmiar ma punkt w przestrzenii?

Ile punktów ma milimetrowa prosta?
Czy kilometrowa ma ich więcej?

Nieskończony czas nazywamy wiecznością, prawda?
Teraz wystarczy ustalić czym jest czas i serio definicja : nieprzestrzenny wymiar czasoprzestrzenii jest najbardziej użyteczna.
Aha, geometrie nieeuklidesowe też się przydają.
Matematyka nie gryzie... chyba;)


Wieczność to tylko nieskończony niewektorowy czas, nawet jednowymiarowy o ile jest chociaż jednostronnie otwarty będzie wiecznością.

Ktoś tu w ogóle rozumie na czym polega nieograniczona nieskończoność? Albo chociaż ograniczona kilkuwymiarowa? A ilu prostą jednowymiarową otwartą nieskończoność? Chociaż taką zamkniętą między zerem a jeden na osi liczb rzeczywistych?


Masz nieskończoną liczbę liczb rzeczywistych, a zakres między jedną a drugą też jest nieskończony. Czyli masz dążenie do nieskończoności od zera w stronę plusa, w stronę minusa, ale także jakby nieskończoność w przybliżaniu się, bo między 1 a 1,1 też zmieści się nieskończenie wiele liczb.
Masz nieskończoną oś liczb rzeczywistych, każda grupa zawierająca jakikolwiek odcinek tej osi będzie nieskończona, długość tego odcinka nie ma znaczenia, bo każdy zawiera nieskończenie wiele elementów.
Punkt->nieskończoność<-Punkt
Tak samo nieskończone są grupy zawierające tylko liczby o pewnych cechach gdy zakres jest przynajmniej z jednej strony otwarty, typu liczby wymierne albo całkowite.
Punkt o pewnej właściwości -> nieskończoność punktów o tej właściwości
Nieskończoności ograniczone mimo ograniczeń i niezawierania elementów z poza granicy dalej są nieskończone.

A to dopiero początek, bo gdy się komuś wydaje, że nieskończoność liczb rzeczywistych nie ma granic to okazuje się, że jest strasznie ograniczona.
Tak samo oś czasu nawet bez początku i końca ma swoje poważne ograniczenie. Ogranicza się do jednego wymiaru...
Weźmy takie zero. Konkretny punkt, no nie? Gdy wiesz, że położenie punktu to zero wszystko wydaje się oczywiste, ale nie bierzesz pod uwagę liczb urojonych.
Od tego zera oś biegnie w prawo i w lewo do nieskończonosci na minusie i na pulsie oraz w górę gdzie masz dodatnie liczby urojone oraz w dół gdzie masz ujemne liczby urojone. Tym samym liczby opisujemy już nie jednym parametrem a dwoma, a dodanie kolejnej osi sprawiło, że nie mamy jednej osi poziomej obejmującej nieskończenie wiele liczb rzeczywistch, ale takich osi jest nieskończenie wiele i mamy nieskończoną przestrzeń liczb zespolonych. Zamiast odcinka A= 0, B= 1 mamy kwadrat: A=0,0, B=1,0 ( po przecinku wartość urojona), C=0,i, D=1,i. Punkty opisywane położeniem względem osi liczb rzeczywistych oraz urojonych to liczby zespolone...
Oczywiście między A a B jest nieskończona ilość punktów, jak i między każdym rogiem owego kwadratu, w środku of course nieskończona ilość punktów...
Jeszcze łapiesz? Mamy dopiero przestrzeń dwuwymiarową... Jeszcze trzecia oś przestrzeni oraz oś czasu i mamy czasoprzestrzeń, jako, że przestrzeń się rozszerza, czyli roboczo powiedzmy dąży do nieskończoności a czas też biegnie do przodu to nieskończone osie matematyczne względnie dobrze się nadają.
Choć geometrii euklidesowej tak na serio do tego nie polecam, ale obstawiam, że innych nie znasz...

Teraz zostawmy przestrzeń, utkwimy w punkcie zero, zero, zero ok? I się nie ruszamy w przestrzenii. Czy takie parametry wystarczą aby się z kimś umówić? No nie, bo potrzeba jeszcze ustalić kiedy...
I tu mamy ową nieprzestrzenną oś czasoprzestrzenii, czyli czas.
Jak już wiesz nawet jeśli oś ma początek to i tak zawiera nieskończoną ilość punktów, czyli momentów. Punkt nie ma rozmiaru a moment nie ma trwania. Gdy założymy, takie cudo jak czas Plancka lub chronon to chociaż podczas trwania sekundy nie mamy nieskończonej ilości momentów, bo moment ma określony zakres. Wówczas gdy założymy że czas ma początek i przyjmiemy totalnie bezpodstawne założenie, że gdzieś się kończy, lub ładnie wróci do początku to nie mamy wieczności... chyba, że tak jak z liczbami urojonymi ( niezbędnymi do wielu obliczeń dzięki którym możesz to czytać, nazwa ujowa, ale cóż) okaże się, że osi jest więcej...

Ja mam o tyle łatwiej, że myślę w zasadzie w czterowymiarowej przestrzenii i nie lubię w umysłowych symulacjach liniowego czasu;)

Mam problem z załapaniem, że ludzie różne zjawiska wyobrażają sobie wizualnie jako dwa punkty, to albo to.
Przecież pomiędzy jest całe spektrum, do tego gdy nasię środku masz punkt zero to można z niego kilka osi wyprowadzić i operować hiperkulą.

Teraz taką hiperkulę, lub zwykłą kulę potraktuj jako punkt i umieść w przynajmniej trójwymiarowej przestrzenii czasowej.
Prawdziwą nieskończoność uzyskasz gdy wyobrazisz sobie nieskończenie wiele nieskończonych wymiarów i to zarówno przestrzennych jak i czasowych... ej, ale dlaczego tylko dwa typy? Co sądzisz o wymiarach duchowych gdzie nasz wszechświat jest tylko jednym z nieskończonej ilości punktów w duchowej przestrzeni nieskończonego wymiaru bo skoro może być pierwszy wymiar i drugi i trzeci to można tak do nieskończoności, a to tylko liczby całkowite... :D

A teraz weźmy Miłość, czy nieskończona Miłość może mieć granice? Czy raczej w każdym wymiarze dąży do nieskończoności. W każdy czyli w nieskończonej ilości wymiarów...

Jak ktoś to przeczytał to głębokie ukłony i proszę o zjebkę za potworne uproszczenia...

Podsumowanie - wieczność jak dla mnie to nie jeden jedyny moment, ale nieskończony zbiór momentów obejmujący wszystkie zdarzenia... Nieskończoną i nieograniczoną ilość zdarzeń.
Wieczność jako ograniczona nieskończoność to raczej nie dla Boga, bo ma być nieograniczony, no nie?



wtorek, 30 kwietnia 2019

Miłość jako zaangażowanie

Wątpię abym kiedykolwiek dobrze zdefiniowała Miłość, bo tego nie da się zamknąć w słowach...

Kolejna wersja brzmi: Miłość to zaangażowanie w dobro obiektu miłości.

Miłość wymaga moim zdaniem obiektu miłości, może nim być sam kochający, czyli można kochać siebie, albo kogoś lub coś.

Czy można zaangażować się w dobro jakiejś czynności? Mówimy: kocham jeść, kocham spacerować, ale w praktyce chodzi o lunienie, o to że sprawia to przyjemność, z dobrem nie musi mieć nic wspólnego, bo można też kochać zachowania destrukcyjne, choć taka miłość często idzie w parze z nienawiścią...

Czy nienawiść jest przeciwieństwem miłości? Moim zdaniem nie...
Uwielbiam-lubię-jest mi obojętne-nie lubię-nienawidzę...

Nie kochać to nie to samo co nienawidzić.
Nienawidzić to nie chcieć widzieć, chcieć coś usunąć, zlikwidować, zniszczyć...

W takim wypadku gdy miłość to zaangażowanie w dobro, czyli kochanie, to miłość jest czynnością... Co robię? Miłuję.
Rzadko na codzień się tak mówi, nastąpiło je kocham.

Miłość to coś co się czuje i objawia się zaangażowaniem, zarówno umysłowym jak i działaniami w świecie fizycznym.

Miłość to coś innego niż zakochanie, zakochanie to rodzaj nałogu, stan umysłu bliski chorobie psychicznej, ale na tyle przyjemny, że lubimy być zakochani o ile tylko narkotyk, czyli obiekt zakochania jest dostępny.

Czy zakochanie jest tożsame z zaangażowaniem w dobro osoby w której się ktoś zakochał? Nie koniecznie... To bardziej pragnienie bycia blisko z tą osobą, wręcz posiadanie jej i to zarówno emocjonalnie jak i fizycznie( nie tylko o seks chodzi, ale ogólnie o kontakt fizyczny).

Zakochanie- kochanie
Miłość - jednak miłowanie...
Czy ma to coś wspólnego z byciem miłym?
Z czuciem się miło?

Miłość jako zaangażowanie w dobro, nie tylko samo pragnienie dobra, bo miłość bez działań jest martwa...
Co można zrobić dla dobra obiektu miłości?
Przede wszystkim poznać potrzeby, zrozumieć...

Czyli aby nauczyć się lepiej kochać/miłować niezbędna jest wiedza, zaangażowanie w jej zdobycie, zaangażowanie w poznanie obiektu miłości. Poznać przyczyny, skutki i cele. Poznać potrzeby i pragnienia, rozpoznać które pragnienia serio prowadzą do dobra, do rozwoju, wzrastania, samorealizacji, a które są destrukcyjne.

Ważne jest też szanowanie wolności i suwerenności obiektu miłości, chodzi o wspieranie, a nie o rządzenie wbrew woli jeśli obiekt jest bytem posiadającym wolę...

Czy można pozwolić kochanej osobie na robienie czegoś co uważamy za krzywdzące ją?
Trudna sprawa, bo przecież zależy nam na jej dobru... Gdy wiemy, że takie działanie jej nie zniszczy, nie ograniczy na zawsze samorealizacji to rozsądnej na to pozwolić jedynie przedstawiając naszą opinię, czasem aby się czegoś nauczyć/coś zrozumieć trzeba tego osobiście doświadczyć.
Inna sprawa, gdy taka osoba robi coś co ze względu na destrukcyjną moc niczego jej nie nauczy, nie przyczyni się też do niczego dobrego... Tylko jak to ocenić?

Znów wiedza, a raczej mądrość, bo nie chodzi o samo posiadanie informacj, ale o rozumienie, praktyczne zastosowanie, umiejętność przeprowadzania realistycznych symulacji w umyśle...

Coraz wyraźniej widzę jak wartości:
Miłość
Prawda
Moc
Wolność
Piękno
Dobro
Życie
są ze sobą nierozłącznie powiązane, czas najwyższy to kolejny raz rozrysować...

sobota, 27 kwietnia 2019

Niebo

Byli sobie ludziowie, całkiem spora grupka ludziów. Ludziowie żyli patrząc w dół, do przodu lub do tyłu, w prawo lub w lewo.
Pewnego dnia jeden ludź dokonał czegoś niezwykłego- spojrzał w górę i ujrzał niebo...
Było cudowne, błękitne i świecące. Okrzyknięto tego ludzia synem Nieba, tym który widział i wie jakie jest.
Ale potem kolejny ludź spojrzał w niebo... Było granatowe i groźnie błyskało...
Nie, któryś musi kłamać, niebo nie może być i błękitne z okrągłą jasną kulą a równocześnie granatowe, niosące grzmoty i pioruny...
Na dodatek ujawnili się kolejni pretendenci do tytułu syna Nieba, ale oni twierdzili, że niebo jest czarne i pełne migoczących punkcików albo że szare, a nawet, że niby błękitne ale równocześnie białe...
Każdy miał swoich fanów gotowych umrzeć za prawdę o tym jakie jest niebo... Każdy myślał, że wierzy w lepsze niebo, w prawdziwe. Niektórzy uznali, że to wszystko bzdury, bo nie ma żadnego "w górze"...
Nikt nie słuchał uznanego za szaleńca starca twierdzącego, że nie ma lepszego i gorszego nieba, że każdy z widzących serio widział to samo niebo, bo niby jakim cudem? Każdy wie, że nic nie może być czarne z migającymi punktami a równocześnie błękitnobiałe oraz szare...
Nikogo nie obchodziło, że starzec po prostu każdego dnia i każdej nocy, w każdej godzinie nieba doświadcza i wie jak różne przybiera formy... On widział je także w czerwieni, pomarańczy i purpurze... On często podziwia wschody i zachody słońca, obserwuje obłoki, burzowe chmury i gwiazdy, wie jak zmienia się księżyc, ale kto by w takie brednie uwierzył...

wtorek, 16 kwietnia 2019

Banalna etyka

Jako, że jesteśmy gatunkiem indywidualnych społecznych i małpujących istot dochodzę do wniosku, że zamiast skomplikowanej moralności wystarcza jedna banalna zasada:
 Jakiekolwiek prawo daję sobie daję też je innym istotom. Jeśli nie chcę, aby inna istota z tego prawa skorzystała to jest to złe prawo.
Przyznając sobie prawo do przyznawania sobie praw zgodnie z tą zasadą daję też innym identyczne prawo.
Wobec tego gdy ktoś daje sobie prawo do krzywdzenia mnie daje mi też prawo do krzywdzenia siebie z tym, że to mój system prawny decyduje o tym czy i ew jak z niego skorzystać.

I tyle. Bez zakazów i nakazów. W praktyce jest to prawo suwerenności.
Prawo do szczęścia, przyjemności, wolności, podziwiania piękna, do miłości, do korzystania z mocy ale bez przemocy, prawo do prawdy i wiedzy...

Inna wersja: rób innym tak jak chcesz aby oni robili tobie.

Jest tu jedna pułapka: a jeśli mam skłonności do masochizmu i chcę aby inni sprawiali mi ból?
-Ale w takim razie w praktyce chcesz aby robili tobie to co tobie sprawia przyjemność czyli innym masz robić to co im sprawia przyjemność. Chcesz szanowania swoich indywidualnych potrzeb to szanuj potrzeby innych.

Serio, takie to trudne?
Bez nierealnych nakazów kochania innych tak samo jak siebie. Zresztą jak to młody dodał: a jeśli ktoś siebie nienawidzi?
Bez arbitralnego ustalenia że dana rzecz, osoba, czynność są zawsze dobre lub złe, bo to się nie sprawdza.

Fundamentem jest jak najpełniejsza wiedza o przyczynach, faktach, skutkach.

Prawo zawsze należy jak gdyby możliwie najbardziej rozszerzyć, nadać mu możliwie najbardziej uniwersalną formę. Dając sobie prawo do zabrania komuś lizaka daję innym pełne prawo do odbierania mi mojej własności, bo dałam sobie prawo do odbierania jego własności.
Gdy robię to bo chcę mu ratować życie ( uważam, że od lizaka umrze) to daję innym także prawo do ratowania mnie odbierając mi coś czego chcę. Tym samym daję innym prawo do troszczenia się o moje życie bez mojej zgody... więc może warto dodać do całej akcji element informacyjny? ;)

Tą banalną zasadę da się rozwijać, analizować niuanse, trudniejsze dylematy. Ważna jest jest praktyczność i elastyczność, bo w różnych sytuacjach potrzeby i pragnienia są inne.

Podstawą jest tu empatia i zrozumienie. Im są na wyższym poziomie tym lepiej i pełniej można stosować tą zasadę.

Jej plus jest taki, że w typowych sytuacjach kilkulatek spokojnie to załapie.

To nic odkrywczego, nic nowego i nic trudnego. Prosta, naturalna zasada.
Czuj się jak władca świata i zakładaj, że każde Twoje postępowanie staje się prawem powszechnym...

Taka świadomość skłania do rozwagi.

czwartek, 4 kwietnia 2019

Dobro i zło



Co jest dobre a co nie? Czy cokolwiek jest obiektywnie dobre lub złe?

Według mnie żadna istota ani rzecz same w sobie nie są złe, mogą co najwyżej nie spełniać lub spełniać nasze oczekiwania w różnych kategoriach, według subiektywnych kryteriów.

Czynności? Wszystko zależy od okoliczności, bo czasem kłamstwo to najlepsze wyjście zarówno dla kłamiącego jak i okłamywanego.

Czasem zabicie to najlepsze wyjście, a jak ktoś się nie zgadza to niech nie zabija komara, który dorwał się do jego krwi. Może jednak ludzi nie wolno zabijać pod żadnym pozorem? Tak? Masz przed sobą dorosłego Stalina, Hitlera, Mao i resztę ekipy tego kalibru, siedzą na krzesłach elektrycznych, zostali zabrani tuż przed zainicjowaniem potworności do jakich się przyczynili, możesz ich zabić lub nie. Stoisz za lustrem weneckim, ale możesz odwrócić wzrok i nie oglądać tego jak umierają... Możesz odmienić historię tamtej linii czasowej z której ich zabrano. Masz jakieś większe opory? Czy zabicie ich oceniasz jako dobre?

Inna sprawa, jakbyś wiedział, że masz nieograniczony czas i środki i możesz próbować resocjalizować ich, lub tylko uwięzić do końca życia, wówczas jest lepsze wyjście, nie musisz zabijać.

A jeśli byś wiedział, że zabijając ich sprawisz, że ich rolę spełnią jeszcze gorsze i skuteczniejsze jednostki i skala okrucieństwa będzie znacznie większa?

Dla mnie dobro i zło to raczej spektrum, nawet nie zbliżamy się do skrajnych punktów... bo ich nie ma, oś jest nieskończona...

Oceniamy co jest bardziej w którym kierunku dokonując subiektywnych porównań. Nic nie jest w pełni dobre lub w pełni złe, jest tylko lepsze lub gorsze w danym aspekcie, w porównaniu do czegoś. Bez punktu odniesienia niczego nie da się określić.

Obiektywnie nie ma cech... nic nie jest duże ani małe mimo iż ma rozmiar, ale bez skali porównawczej jakby go nie było, jest nie do określenia. Nic nie jest też dobre ani złe mimo iż przyniesie jakieś skutki, które po prostu są, a to jakie zależy od użytej skali porównawczej. Wszystko jest skutkiem i przyczyną. Tak na serio należałoby oceniać końcowy wynik, ale go nie znamy. Bo może to zabicie totalitarnej elity sprawiłoby że zrobiłoby się miejsce dla jeszcze bardziej spaczonych chorymi ideami osobników, jeszcze skuteczniej wprowadzającymi je w życie?

W praktyce oceniamy decyzje z perspektywy skutków które znamy, lub które przewidujemy. Nie oceniamy samego działania, ale skutki jakie uważamy, że to przyniesie.

Jest to polem do niezłych manewrów, bo jak komuś wmówi się, że GMO to zagrożenie, że rak, że inne potworne rzeczy to ocenia się je jako złe. Gdy ktoś wie czym jest złoty ryż i inne tego typu rośliny ma zupełnie inne zdanie.

Podstawa to unikać generalizacji. GMO nie jest ani dobre, ani złe, ale niektóre stworzone tą metodą odmiany czy gatunki niosą takie albo inne skutki, skutki jakich pragniemy lub jakich chcemy uniknąć.

Chodzi o skutki i o to czy nam się podobają, czy też wręcz przeciwnie, czy zbliżają się do tego co uważamy za stan idealny.

Cel nie uświęca środków, ale ma wpływ na to jak oceniamy dane środki. Liczy się też to czy znamy alternatywy. Jak zawsze kwestia wiedzy.

Zabicie naszych totalitarnych zbrodniarzy wydawało się dobre, ale świadomość alternatywnych rozwiązań zmienia ocenę. Tak samo jak świadomość skutków.

Tym samym aby celniej oceniać położenie danej decyzji na osi dobro-zło należy jak najwięcej rozumieć, wiedzieć.

Czy świadomość przyczyn też zmienia ocenę? No pewnie. Mateusz złamał rękę Michałowi.

Da się to ocenić?

Mogło to się stać przypadkowo lub z premedytacją.

Z chęci zemsty lub niesienia pomocy, bo Mateusz może być lekarzem i chce aby źle zrośnięta konczyna tym razem dobrze się zrosła i była sprawna.

Zrobił to z zemsty, ale chciał go tylko popchnąć no i ma 3latka- nadal nie jest to dobre, ale zmienia ocene.

Wiedza, wiedza i jeszcze raz wiedza.

Ocena tego czy coś jest dobre czy złe zależy od wiedzy o uczestnikach zdarzenia, tych na których to wpłynie, o przyczynach i skutkach.

Nasuwa mi się pytanie czy zamiast oceny dobro- zło nie powinno być sensownie lub nie? Bo sens danej czynności, decyzji jest uwarunkowany celem jaki chcemy osiągnąć W przypadku oceny dobro zło takim nadrzędnym celem może być szczęście wszystkich istot. Uwzględnia to zarówno potrzeby indywidualne jak i zbiorowe.

Dochodzi tu kolejna kwestia. Każdy ma nieco inną wizję szczęścia, bo inaczej podchodzi do roli i znaczenia wyższych wartości.

Jeden bardziej ceni Prawdę i idealny szczęśliwy świat jest pełen mądrych ludzi, inny Miłość i w idealnym szczęśliwym świecie wszyscy się kochają. Pierwszy powiedzenie okrutnej prawdy uzna jako dobre, drugi jeśli pod słowem Miłość pojmuje troskę o pozytywne emocje innych może mieć inne zdanie.

Teraz łatwo zrozumieć jak religie wpływają na ocenę co jest dobre a co złe.

Są zdolne sprawić, że cierpienie będzie czymś dobrym lub mogą sprawić, zabijanie za odmienne poglądy jest czymś dobrym a naturalne i nieszkodliwe jeśli nie są nałogowe zachowania typu masturbacja czy jedzenie pewnych potraw są czymś złym.

Ocena dobra lub zła zamiast od wiedzy o realnych przyczynach, skutkach, alternatywach zostaje uzależniona od treści starożytnych ksiąg, które w dawnych czasach mogły wskazywać na pozytywny wpływ lub szkodliwość pewnych zachowań.
Weźmy niektóre przykazania.
To co pierwotnie oznaczało nie cudzołóż a to jak to jest interpretowane to totalna kpina. ( kwestia rozszerzania znaczenia to temat rzeka. Chodziło tylko o zakaz uprawiania seksu z mężatkami oraz o totalny zakaz dla kobiety seksu z kimkolwiek poza mężem.

W warunkach gdy kobieta praktycznie nie była wstanie sama wychować dziecka, nie było antykoncepcji ani metod dochodzenia ojcostwa, a dziecko niewolnicy z którą taki mąż mógł uprawiać seks było władnością pana to całkiem logiczny system.

Czcij ojca i matkę swoją, ale czasem rodzice nie zasługują nawet na szacunek. Tu szło o posłuszeństwo rodzicom, co przy ogromnym znaczeniu doświadczenia w wolno zmieniającym się świecie i bardzo ograniczonym dostępie do wiedzy miało zazwyczaj sens. Do tego nie było emerytur, służby zdrowia itd, więc nakaz czczenia także schorowanych rodziców był sensowny a praktyczna gwarancja, że jak masz dzieci to się tobą na starość zajmą mobilizowała do ich płodzenia oraz wpajania tych zasad. Dlatego w dawnych czasach opłacało się wychowywać religijne i przestrzegające takiego prawa dzieci… Kilka zachęcających przepisów i już warto wpajać cały system.

Obecnie jak sensownie zachęcić ludzi do jak najlepszego wychowywania grupki dzieci? Np.:
80% składki emerytalnej dziecka dla rodzica jako emeryturę, nagle by się opłacało mieć mądre, przedsiębiorcze i dobrze zarabiające dzieci, byłoby to dobrą inwestycją. Nie masz swoich to sobie z Bangladeszu czy Konga zorganizuj;) Aha, jeśli dzieci uznają, że nie zasługujesz na taką formę czci to dostają tylko minimalną emeryturkę dla każdego z tych 20% a 80% trafia do wybranych osób które np przyczyniły się do ich sukcesu lub do organizacji charytatywnej.
Oczywiście realność i długoterminową skuteczność oraz szczegóły powinni ustalić eksperci, ale wiadomo o co plus minus chodzi

Teraz lepiej mieć dzieci samodzielnie myślące, znające się na logice, potrafiące wszystko podważyć i zbadać, kreatywne, ciekawe świata, potrafiące się dopasować do warunków nie gubiąc siebie i swoich zasad.
Dzieci wiedzące jak się uczyć, zdobywać wiedzę i ją weryfikować.
Bo chyba to ma najwięcej sensu w szybko zmieniającym się i nieprzewidywalnym świecie.
Czyli nie to co promuje system edukacji czy systemy religijne.

To systemy aby się nie załamały potrzebują posłusznych, skromnych konformistów, najlepiej godzących się na cierpienie i nie podważających narzuconych prawd i zasad.

Dzieci są uczone, że nie jest dobrze zadawać trudne pytania. Że nie jest dobrze kwestionować przedstawiane prawdy nawet jeśli ma się ku temu ważne powody i dowody na to że rzeczywistość może być inna. Że zmiana zdania w obliczu nowych danych to nic dobrego, bo przyznanie się do błędu to coś złego i wstydliwego, gdy jest to raczej powód do dumy i zadowolenia. Że błąd sam w sobie jest czymś złym, gdy problemy sprawić może tylko brak korekty gdy się błąd wychwyci.

Że w dyskusjach chodzi o udowodnienie za wszelką cenę, że ma się racje a nie o poszukiwanie prawdy...

To co ktoś uważa za dobre lub złe powinno być oparte na logicznej analizie przyczyn, skutków, uwzględnieniu alternatyw a nie na wtłoczonych sloganach przypisujących osobom, grupom ludzi, organizmów, przedmiotom, czynnościom czy sytuacjom ogólnym jakaś wartość absolutną. Dobro lub zło zależy od wielu czynników.

Tak, jestem za pewnego rodzaju relatywizmem moralnym.

Choć jest tu pewien fundament: Dobre jest to co sprawia, że świat będzie lepszy dla każdej istoty, coś co jest dobre dla jednego, ale krzywdzi innych dobre nie jest, bo czy chcemy czy nie jesteśmy w pewien sposób od siebie zależni. Nigdy nie wiadomo, czy to dziecko, gdyby miało możliwość dobrej edukacji i nie doznało urazów psychicznych nie odnajdzie leku na chorobę na którą zachorujesz za ileś lat, nie wiesz od czyjego szczęścia lub nieszczęścia zależy Twój los.
Dbanie o innych jest korzystne z czysto egoistycznego punktu widzenia. Empatia sugeruje to samo, mamy zarówno wewnętrzne (zadowolenie z siebie, gdy zrobimy coś co uważamy za dobre) jak i zewnętrzne ( lepiej się żyje w szczęśliwym otoczeniu) powody aby nam zależało na tym abyśmy i my i inni w pełni rozwijali swój pozytywny potencjał.

Tak, więc dobre jest to co pozwala na rozwijanie tego potencjału, a złe to co to hamuje…

Hmm… czy ja nie chciałam wykazać, że nic nie jest obiektywnie dobre lub złe? ;)

To co jest jakie zależy od wielu czynników, a rozeznanie wymaga możliwie pełnej i rzetelnej wiedzy i umiejętności myślenia i unikania błędów logicznych, poznawczych, nieadaptacyjnych mechanizmów obronnych itp.

Czyżby to też było dobre?.

Czyżbym doszła do wniosku, że coś jest obiektywnie dobre? Nie, to tylko dobre według mnie i na pewno nie zawsze i dla każdego, choć trudno mi wymyślić przykłady na to aby to co uznałam za dobre było złe, ale przecież nie wiem wszystkiego, oceniam z bardzo ograniczonej perspektywy.

Czyli roboczo uznaję, że prawdziwa wiedza jest czymś dobrym, tym bo np. pozwala rozpoznać dobre kłamstwo od złego.

Dobre kłamstwo: Korzystanie z mocy placebo, efektów psychologicznych i psychosomatycznych dla dobra osoby w ten sposób oszukiwanej.

Prawdziwa wiedza pozwala na rozpoznawanie dobra od zła, bo opiera się na znajomości przyczyn, skutków, alternatyw, plusów i minusów, wielu aspektów i punktów widzenia.













środa, 3 kwietnia 2019

Emocje kolejne podejście do układanki

Ciekawe jak to tym razem wyjdzie?

Strach - ciekawość + ostrożność
Nuda - entuzjazm + relsks
Zniechęcenie - nadzieja + realizm
Zwątpienie - zaufanie + sceptycyzm
Podejrzliwość - wiara + weryfikacja
???
Smutek- radość + ???
Złość - zadowolenie + pilnowanie swoich granic
Niezadowolenie - zachwyt + zdrowy krytycyzm
Odraza - porządanie+ zachowanie granic???
Nienawiść- miłość
Obojętność- troskliwość+ pozwolenie na samostanowienie

???


Fundament fundamentalizmów

Nałóg książkowy się rozwija, ostatnio Zakaz myślenia i 50 mitów o ateizmie .

Dotarło do mnie co jest fundamentem wszelkich fundamentalizmów:
Założenie, że niezbędny jest jakiś niepodważalny pewnik na którym można by się oprzeć. Dla religii monoteistycznych jest to założenie, że istnieje osobowy Bóg, który jest źródłem wszystkiego, szczególnie moralności, jest najwyższym i niepodważalnym ideałem i niedoścignionym wzorem.
Można swój fundamentalizm oprzeć na dowolnym niepodważalnym założeniu i to rozwijać.
Jakby problemem było to, że najprawdopodobniej nie ma niczego pewnego, że najprawdopodobniej są tylko założenia i należy je podważać. Oczywiście samą sensowność podważania też należy uznać za założenie, bo może jednak czegoś nie warto;)
Być sceptycznym nawet wobec bycia sceptycznym lub autorytarnie wybrać sobie jakiś pewnik( lub pozwolić aby to otoczenie go narzuciło)- oto dylemat...

Założenia warto mieć, szczególnie gdy się je zweryfikowało wnikliwie, ale ignorowanie nowych danych byle tylko chronić założenie wywyższone do rangi pewnika to absurd ( to stwierdzenie też podlega weryfikacji).

Dobra, ale jakąś choćby podważalną bazę warto chyba mieć?
Zachodzi doświadczanie... A kto, czego, dlaczego i po co to pole do popisu:)

Nie rozsądniej przyznać , że to człowiek za pomocą omylnego rozumu decyduje o tym czy i jaki będzie miał autorytet, pewnik. Siłą, rzeczy ostatecznym autorytetem jesteśmy sami dla siebie i to może przerażać. No i jak rządzić takimi suwerennymi jednostkami, które odkryły, że im więcej wiedzą i weryfikują tym lepszym stają się autorytetem? Jak rządzić tymi, którzy ciągle doskonalą swoją wizję ideału?

Pewne prawie pewniki wynikają z doświadczenia np grawitacja, ale zawsze można jej przeczyć, co się według opartego na doświadczeniu modelu źle kończy, lepiej ją zaakceptować i pozornie naginać wykorzystując inne zjawiska i sobie polatać.

Akceptacja wyników doświadczeń połączona z gotowością do zmiany modelu gdy dośeiadczenie mu zaprzeczy to zupełnie inna bajka niż przyjęcie na wiarę czegoś co głoszą nam tzw autorytety.

Gdy dziecko jest małe ma za mało doświadczenia i umiejętności aby weryfikować źródła wiedzy i opiekunowie są autorytetami, ale zdając sobie sprawę z własnej omylności powinni szybko rozwiać ten mit. Dawać bezpieczeństwo, ale nie skłaniać do bezwarunkowego posłuszeństwa, objaśniać powody takich a nie innych działań, pozwalać je kwestionować. Trudne, ale chyba to lepsze niż wychować sobie mentalnego pelikana łykającego wszystko jak leci.

Czy lepszy jest świat złudzeń czy początkowo bolesnej i do tego niepewnej prawdy? Jak komu pasuje...
Z bajek trudno się wyrasta... Odczarowywanie rzeczywistości niesie rozczarowania.

Być niewolnikiem pewników czy suwerennym władcą niepewności?

Budować dom na fundamencie z iluzji zazwyczaj obok innych takich domków w oparciu o gotowe plany czy mikro planetkę zawieszoną w próżni? Na planetce można stawiać domy... :)

piątek, 29 marca 2019

Bóg? -co to znaczy?

Bóg to z zasady jakaś bardzo potężna istota wywodząca się z innej niż fizyczna rzeczywistości...

Do, kitu, bo obejmuje także wszelkie anioły, demony a nawet liczbę pi...

Bóg to potężna istota wywodząca się z innej niż fizyczna rzeczywistości, którą ludzie dażą lub darzyli czcią...

Lepiej, ale ja swojego Boga czcić nie zamierzam, może chodzi o wyznaczanie drogi, kierunku?

Bóg jest niefizycznym kierunkiem jaki obieramy.

Czyli np władza, szczęście, wiedza, sława też są swego rodzaju Bogami. Coś w tym jest...

Bóg jest kulą o środku wszędzie a obwodzie nigdzie. To mi się podoba, idealnie oddaje czym jest Bóg :)

Czy Bóg ma jakieś cechy? Bogowie poszczególnych wyznań mają cechy, ale są one tak różne, że trudno znaleźć to co ich łączy. Mają postać materialną lub nie. Tu jednak bym uznała, że symbol Boga Bogiem nie jest, tak samo jak materialna postać Boga nie jest Bogiem, nawet jak ktoś tak uważa. Według mnie Bóg to jednak byt, którego bazowa struktura nie jest materialna.
I teraz dochodzę do problemu z klasyfikacją światów niematerialnych. Każdy ma swój świat wyobrażeń, modeli poznawczych, czy Bóg znajduje się tylko tam? Wątpię, bo wówczas cały świat materialny też tam trafia, bo przecież poznajemy tylko umysłowe modele oparte o zmysły, które też mogą być wymyślone. Kochany solipsyzm. Jestem tylko ja i wszystko czego doświadczam zachodzi w moim umyśle, czymkolwiek wówczas umysł jest...
Wówczas umysł jest wszyskim co jest, niejako materią kreującą wszystkie doznania. Kim jednak jest doznający?

Dobra, powrót. Założę po prostu, że fizyczna rzeczywistość jest jedną z wielu, a subiektywne rzeczywistości umysłów się z niej wywodzą, ale mogą też mieć pośredni dostęp do innych światów. Np do świata idei matematycznych, który wydaje mi się nadrzędny wobec świata fizycznego. Wówczas świat Boga będzie jeszcze bardziej nadrzędny. Czemu jednego Boga? Bo zakładam, że jest jeden, tylko odbierany na wiele sposobów, jego obrazy koncentrują się na pewnych aspektach, różnie to ujmują, zawszs dochodzi filtr mentalny, filtr kulturowy.

Wówczas mamy jednego Boga będącego nadrzędną rzeczywistością. Czy jest to byt osobowy? Aby możliwa była relacja należy przynajniej nadać mu cechy osobowe, choć nie wiem czy to konieczne...

Dla mnie Bóg to forma splecionych wyższych idei:
-Miłość
-Wolność
-Prawda
-Piękno
-Życie
-Moc
-Dobro

To niekończący się cykl rozwoju, doskonałe doskonalenie się. Integracja iluzji i nieistnienia z istnieniem. Dokładanie i integrowanie kolejnych osi nieskończoności.
Iluzoryczny podział na byt doświadczający i doświadczany, kreujący i kreowany...

niedziela, 24 marca 2019

Sens życia? A co to jest?

Dotarło do mnie, że założyłam, że potrzebuję sensu życia a tymczasem nawet nie wiem co to jest...
Co kryje się pod słowem sens? Kiedy coś jest sensowne? Niektórzy twierdzą, że aby móc mówić i sensie potrzeba celu. A może to gówno prawda? Może sensem grania nie jest wygranie a granie? Nawet nie przyjemność płynąca z grania, to jak to rozwija a samo granie. Wówczas sensem życia byłoby życie...
Brzmi to rozsądniej niż odnoszenie się do celu, bo celem życia jest śmierć. Niby można sobie to przeskoczyć zakładając życie w zaświatach po śmierci, wówczas sensem obecnego życia jest przejście do następnego, ale to tylko przesuwa problem na wyższy lvl, bo jaki sens ma to kolejne życie? Skoro jedynym sensem pierwszego, było uzyskanie profitów w drugim to jski jest sens tego drugiego? Trzecie?

A może sama idea sensu życia jest bez sensu? Może sensowność lub bezsensowność to tylko subiektywna ocena pewnych zachowań?

Jeśli sensem życia jest przeżywanie to co z sytuacją gdy się wcale tego nie chce, pragnie się przestać istnieć? Lub przynajmniej nie doświadczać?

Sceptycyzm i złośliwy cynizm

Po skończeniu kolejnej przeglądówki z psychologii czas na 'Poznam sympatycznego Boga' , zaczyna się ciekawie.
Padł tam tekst, że aby podjąć sensowną próbę poznania różnych bogów , trzeba odłożyć na bok złośliwy cynizm nie rezygnując z sceptycyzmu. 
Dotarło do mnie jak wiele osób deklarujących sceptycyzm w rzeczywistości wyrażają złośliwy cynizm. Mnie też to nie oszczędza. Sceptycyzm to zdrowe wątpienie i powino dotyczyć także, a może wręcz tym bardziej, własnych poglądów. Tym czasem jest dość duża grupa ludzi nazywających się sceptykami po prostu w cyniczny sposób częstujących ludzi o innych poglądach złośliwościami o ich naiwności, głupocie i wierzeniu w bzdety...
Sceptyk powinien mieć otwarty umysł na tyle aby poważnie brać pod uwagę to że może się mylić, że mógł wyciagnąć wnioski z szczątkowego obrazu i prowadzić walkę z chochołami... Czy sceptyk powinien oceniać? Na pewno może oceniać, ale powinien zachować sceptycyzm wobec tych ocen.

środa, 20 marca 2019

Teoria suwaczków- pierwsza wersja robocza

Powoli cechy osobowości, emocje i te bazowe suwaczki zaczynają mi się układać w coś co roboczo nazwałam teorią suwaczków.
Na początku sprawa jest prosta.
Mamy trzy suwaczki:
#Przyjemne- nieprzyjemne
#Znane - nieznane
#Bezpieczne - groźne
Cel- lewa strona. Nazwę je suwaki bazowych ocen.
Mamy też wrodzone reakcje suwaczków na pewne odczucia, typu:
Najedzony= przyjemnie, głodny=nieprzyjemnie
Ogólnie przyjemnie gdy zaspokojone są potrzeby fizjologiczne ( he, he- gówno prawda, inne też się liczą ) i tu zaczyna się ciekawie, bo jedną z tych potrzeb jest potrzeba bezpieczeństwa...
Bezpiecznie= przyjemnie=znane, niebezpiecznie = nieprzyjemnie= nieznane
Byłoby za prosto i by trzy suwaki nie były potrzebne, no nie?
Kluczem jest fakt, że możemy poznać nieznane i sprawić, aby było znane, a to co znane może być zaklasyfikowane jako przyjemne lub nieprzyjemne. Podstawą staje się czynienie z nieznanego znanego, tak aby zapewnić sobie więcej poczucia bezpieczeństwa i przyjemności.

Stan suwaczków otrzymujemy jako emocje.
Same emocje oczywiście są suwaczkami. W końcu to teoria suwaczków, no nie?

Gdy 3 suwaczki mamy na lewej stronie jest nam po prostu bardzo przyjemnie, jesteśmy zadowoleni i zrelaksowani. To czy taki stan nam na długo odpowiada zależy od nastawienia suwaczka osobowościowego Poszukiwanie nowości. Gdy mamy ten suwak na maxa nie pozwoli on na zbyt długie cieszenie się pierwotną trójką na lewej stronie, gdyż dokłada to mechanizm mówiący, że totalny brak nieznanego ma przestawiać suwak przyjemnie-nieprzyjemnie w stronę nieprzyjemnie, co inicjuje działanie.
Ogólnie nastawnik przyjemnie= bądź bierny, nic nie rób, zaś nieprzyjemnie= działaj, unikaj lub poszukuj. Unikaj gdy groźne, poszukuj gdy bezpieczne i potrzebne...

Eh, no to mam kolejny suwak:
#Potrzebne- niepotrzebne
( ciekawe ile tego będzie za jakiś czas?)


Gdy wskaźnik na nieznane wiąże się z wskaźnikiem na groźne oraz na nieprzyjemne jesteśmy o tym informowani za pomocą strachu. To ewolucyjnie uwarunkowane, gdyby nie strach skłaniający do unikania osobnik by nie przekazał genów. Gdyby zawsze nieznane budziło strach nie byłoby szans na rozwój i powiększanie strefy znanego, czyli zaklasyfikowanego jako groźne lub bezpiezpieczne.
Tak więc mamy suwak:
#Strach -ciekawość

Suwaki emocjonalne wymagają dopracowania i chyba próby analizy wszelkich kombinacji suwaków bazowych ocen...

Do tego suwaki osobowościowe. Tu nie ograniczę się na pewno do jednego systemu. Kompilacja będzie lepsza.
#Ekstrawertyzm- introwertyzm ( może warto rozbić na składowe?)
#Ugodowość - dominowanie
#Poszukiwanie nowości
#Sumienność ( to chyba też warto rozłożyć)
#Percepcja- intuicja
#Ocenianie-obserwacja
#Empatia -zimna logika
#Koncentracja na szczegółach- tryb holistyczny
#Pewność siebie
#Poziom krytycyzmu, oczekiwania perfekcji ( to może być składnikem sumienności)
#Potrzeba kontroli
#Tolerancja na stres
#Poczucie humoru
#Dystans do siebie

Tego też będzie więcej. Tak, cechy które można wypracować lub stracić podrzucam pod osobowość, bo aby nie być jakimś wyjątkiem perfidnie zakładam, że osobowość jest zmienna w czasie , tylko większość z uporem maniaka utrzymuje się w pewnym akceptowanym przez siebie zakresie wyjście poza zwalając na chorobę lub czynniki zewnętrzne ( nie jestem sobą...) . U mnie po prostu ten zakres jest tak szeroki, że trudno mi określić co jest moją normą.
Może nic w tym złego? Każda ze stron tych suwaczków ma swoje plusy i minusy. Może da się je nastawiać adekwatnie do potrzeb i sytuacji?

Cały sens teorii suwaczków opiera się na ich wzajemnych powiązaniach, oraz wpływie na nie poglądów i założeń.
W końcu biega o świadome przeprogramowanie niekorzystnych programów umysłu.