piątek, 29 marca 2019

Bóg? -co to znaczy?

Bóg to z zasady jakaś bardzo potężna istota wywodząca się z innej niż fizyczna rzeczywistości...

Do, kitu, bo obejmuje także wszelkie anioły, demony a nawet liczbę pi...

Bóg to potężna istota wywodząca się z innej niż fizyczna rzeczywistości, którą ludzie dażą lub darzyli czcią...

Lepiej, ale ja swojego Boga czcić nie zamierzam, może chodzi o wyznaczanie drogi, kierunku?

Bóg jest niefizycznym kierunkiem jaki obieramy.

Czyli np władza, szczęście, wiedza, sława też są swego rodzaju Bogami. Coś w tym jest...

Bóg jest kulą o środku wszędzie a obwodzie nigdzie. To mi się podoba, idealnie oddaje czym jest Bóg :)

Czy Bóg ma jakieś cechy? Bogowie poszczególnych wyznań mają cechy, ale są one tak różne, że trudno znaleźć to co ich łączy. Mają postać materialną lub nie. Tu jednak bym uznała, że symbol Boga Bogiem nie jest, tak samo jak materialna postać Boga nie jest Bogiem, nawet jak ktoś tak uważa. Według mnie Bóg to jednak byt, którego bazowa struktura nie jest materialna.
I teraz dochodzę do problemu z klasyfikacją światów niematerialnych. Każdy ma swój świat wyobrażeń, modeli poznawczych, czy Bóg znajduje się tylko tam? Wątpię, bo wówczas cały świat materialny też tam trafia, bo przecież poznajemy tylko umysłowe modele oparte o zmysły, które też mogą być wymyślone. Kochany solipsyzm. Jestem tylko ja i wszystko czego doświadczam zachodzi w moim umyśle, czymkolwiek wówczas umysł jest...
Wówczas umysł jest wszyskim co jest, niejako materią kreującą wszystkie doznania. Kim jednak jest doznający?

Dobra, powrót. Założę po prostu, że fizyczna rzeczywistość jest jedną z wielu, a subiektywne rzeczywistości umysłów się z niej wywodzą, ale mogą też mieć pośredni dostęp do innych światów. Np do świata idei matematycznych, który wydaje mi się nadrzędny wobec świata fizycznego. Wówczas świat Boga będzie jeszcze bardziej nadrzędny. Czemu jednego Boga? Bo zakładam, że jest jeden, tylko odbierany na wiele sposobów, jego obrazy koncentrują się na pewnych aspektach, różnie to ujmują, zawszs dochodzi filtr mentalny, filtr kulturowy.

Wówczas mamy jednego Boga będącego nadrzędną rzeczywistością. Czy jest to byt osobowy? Aby możliwa była relacja należy przynajniej nadać mu cechy osobowe, choć nie wiem czy to konieczne...

Dla mnie Bóg to forma splecionych wyższych idei:
-Miłość
-Wolność
-Prawda
-Piękno
-Życie
-Moc
-Dobro

To niekończący się cykl rozwoju, doskonałe doskonalenie się. Integracja iluzji i nieistnienia z istnieniem. Dokładanie i integrowanie kolejnych osi nieskończoności.
Iluzoryczny podział na byt doświadczający i doświadczany, kreujący i kreowany...

niedziela, 24 marca 2019

Sens życia? A co to jest?

Dotarło do mnie, że założyłam, że potrzebuję sensu życia a tymczasem nawet nie wiem co to jest...
Co kryje się pod słowem sens? Kiedy coś jest sensowne? Niektórzy twierdzą, że aby móc mówić i sensie potrzeba celu. A może to gówno prawda? Może sensem grania nie jest wygranie a granie? Nawet nie przyjemność płynąca z grania, to jak to rozwija a samo granie. Wówczas sensem życia byłoby życie...
Brzmi to rozsądniej niż odnoszenie się do celu, bo celem życia jest śmierć. Niby można sobie to przeskoczyć zakładając życie w zaświatach po śmierci, wówczas sensem obecnego życia jest przejście do następnego, ale to tylko przesuwa problem na wyższy lvl, bo jaki sens ma to kolejne życie? Skoro jedynym sensem pierwszego, było uzyskanie profitów w drugim to jski jest sens tego drugiego? Trzecie?

A może sama idea sensu życia jest bez sensu? Może sensowność lub bezsensowność to tylko subiektywna ocena pewnych zachowań?

Jeśli sensem życia jest przeżywanie to co z sytuacją gdy się wcale tego nie chce, pragnie się przestać istnieć? Lub przynajmniej nie doświadczać?

Sceptycyzm i złośliwy cynizm

Po skończeniu kolejnej przeglądówki z psychologii czas na 'Poznam sympatycznego Boga' , zaczyna się ciekawie.
Padł tam tekst, że aby podjąć sensowną próbę poznania różnych bogów , trzeba odłożyć na bok złośliwy cynizm nie rezygnując z sceptycyzmu. 
Dotarło do mnie jak wiele osób deklarujących sceptycyzm w rzeczywistości wyrażają złośliwy cynizm. Mnie też to nie oszczędza. Sceptycyzm to zdrowe wątpienie i powino dotyczyć także, a może wręcz tym bardziej, własnych poglądów. Tym czasem jest dość duża grupa ludzi nazywających się sceptykami po prostu w cyniczny sposób częstujących ludzi o innych poglądach złośliwościami o ich naiwności, głupocie i wierzeniu w bzdety...
Sceptyk powinien mieć otwarty umysł na tyle aby poważnie brać pod uwagę to że może się mylić, że mógł wyciagnąć wnioski z szczątkowego obrazu i prowadzić walkę z chochołami... Czy sceptyk powinien oceniać? Na pewno może oceniać, ale powinien zachować sceptycyzm wobec tych ocen.

środa, 20 marca 2019

Teoria suwaczków- pierwsza wersja robocza

Powoli cechy osobowości, emocje i te bazowe suwaczki zaczynają mi się układać w coś co roboczo nazwałam teorią suwaczków.
Na początku sprawa jest prosta.
Mamy trzy suwaczki:
#Przyjemne- nieprzyjemne
#Znane - nieznane
#Bezpieczne - groźne
Cel- lewa strona. Nazwę je suwaki bazowych ocen.
Mamy też wrodzone reakcje suwaczków na pewne odczucia, typu:
Najedzony= przyjemnie, głodny=nieprzyjemnie
Ogólnie przyjemnie gdy zaspokojone są potrzeby fizjologiczne ( he, he- gówno prawda, inne też się liczą ) i tu zaczyna się ciekawie, bo jedną z tych potrzeb jest potrzeba bezpieczeństwa...
Bezpiecznie= przyjemnie=znane, niebezpiecznie = nieprzyjemnie= nieznane
Byłoby za prosto i by trzy suwaki nie były potrzebne, no nie?
Kluczem jest fakt, że możemy poznać nieznane i sprawić, aby było znane, a to co znane może być zaklasyfikowane jako przyjemne lub nieprzyjemne. Podstawą staje się czynienie z nieznanego znanego, tak aby zapewnić sobie więcej poczucia bezpieczeństwa i przyjemności.

Stan suwaczków otrzymujemy jako emocje.
Same emocje oczywiście są suwaczkami. W końcu to teoria suwaczków, no nie?

Gdy 3 suwaczki mamy na lewej stronie jest nam po prostu bardzo przyjemnie, jesteśmy zadowoleni i zrelaksowani. To czy taki stan nam na długo odpowiada zależy od nastawienia suwaczka osobowościowego Poszukiwanie nowości. Gdy mamy ten suwak na maxa nie pozwoli on na zbyt długie cieszenie się pierwotną trójką na lewej stronie, gdyż dokłada to mechanizm mówiący, że totalny brak nieznanego ma przestawiać suwak przyjemnie-nieprzyjemnie w stronę nieprzyjemnie, co inicjuje działanie.
Ogólnie nastawnik przyjemnie= bądź bierny, nic nie rób, zaś nieprzyjemnie= działaj, unikaj lub poszukuj. Unikaj gdy groźne, poszukuj gdy bezpieczne i potrzebne...

Eh, no to mam kolejny suwak:
#Potrzebne- niepotrzebne
( ciekawe ile tego będzie za jakiś czas?)


Gdy wskaźnik na nieznane wiąże się z wskaźnikiem na groźne oraz na nieprzyjemne jesteśmy o tym informowani za pomocą strachu. To ewolucyjnie uwarunkowane, gdyby nie strach skłaniający do unikania osobnik by nie przekazał genów. Gdyby zawsze nieznane budziło strach nie byłoby szans na rozwój i powiększanie strefy znanego, czyli zaklasyfikowanego jako groźne lub bezpiezpieczne.
Tak więc mamy suwak:
#Strach -ciekawość

Suwaki emocjonalne wymagają dopracowania i chyba próby analizy wszelkich kombinacji suwaków bazowych ocen...

Do tego suwaki osobowościowe. Tu nie ograniczę się na pewno do jednego systemu. Kompilacja będzie lepsza.
#Ekstrawertyzm- introwertyzm ( może warto rozbić na składowe?)
#Ugodowość - dominowanie
#Poszukiwanie nowości
#Sumienność ( to chyba też warto rozłożyć)
#Percepcja- intuicja
#Ocenianie-obserwacja
#Empatia -zimna logika
#Koncentracja na szczegółach- tryb holistyczny
#Pewność siebie
#Poziom krytycyzmu, oczekiwania perfekcji ( to może być składnikem sumienności)
#Potrzeba kontroli
#Tolerancja na stres
#Poczucie humoru
#Dystans do siebie

Tego też będzie więcej. Tak, cechy które można wypracować lub stracić podrzucam pod osobowość, bo aby nie być jakimś wyjątkiem perfidnie zakładam, że osobowość jest zmienna w czasie , tylko większość z uporem maniaka utrzymuje się w pewnym akceptowanym przez siebie zakresie wyjście poza zwalając na chorobę lub czynniki zewnętrzne ( nie jestem sobą...) . U mnie po prostu ten zakres jest tak szeroki, że trudno mi określić co jest moją normą.
Może nic w tym złego? Każda ze stron tych suwaczków ma swoje plusy i minusy. Może da się je nastawiać adekwatnie do potrzeb i sytuacji?

Cały sens teorii suwaczków opiera się na ich wzajemnych powiązaniach, oraz wpływie na nie poglądów i założeń.
W końcu biega o świadome przeprogramowanie niekorzystnych programów umysłu.



POU, emocjonalna układanka cd

Zastanawiam się gdzie w mojej układance umieścić rozróżnienia:
Znane -nieznane
Bezpieczne - groźne
Przyjeme -nieprzyjemne

To jakby poziom poprzedzający emocje, poziom nadrzędny do nich, wyraźnie opierający się na automatycznych działaniach pamięci i jakby od miejsca gdzie umysł umieści suwaczek zależy reakcja emocjonalna.

Mam też świadomość, że jak dotąd olałam emocję taką jak zaskoczenie.
Tak samo muszę gdzieś umieścić poczucie bezpieczeństwa.

Coś czuję, że jeszcze długo będę się tym bawić...

Robocza hipoteza brzmi: wszystkie podstawowe emocje są wynikiem przesuwania się suwaczków na tych osiach.
Najprawdopodobniej należy dodać coś jeszcze.
Te suwaczki, oczywiście dość konkretnie na siebie wpływają i ich przesuwanie się jest zależne od doświadczeń i poglądów oraz od suwaczków osobowościowych.
Być może da się to opisać jako sprzężony zestaw suwaczków, których działanie da się wyregulować tak, aby pomagały zamiast sabotować życie? Sądzę, że można przez zmianę przekonań konkretnie wpływać na kalibrację reakcji suwaczków na dane informacje.

POU, złość/gniew

Dalsze rozkminianko nad układanką z emocji.
Złość pojawia się gdy nastąpi przekroczenie naszych granic czy to fizycznych czy to emocjonalnych czy innych. Granice zależą od naszych modeli rzeczywistości, założeń i stanu psychicznego.
Złość mobilizuje do działania, zwiększa pewność siebie, sprawia, że człowiek czuje, że dobrze robi, nawet gdy zachowuje się agresywnie. Ogólnie ludzie nie lubią gdy inni się złoszczą, bo wiedzą, że taka osoba może być niebezpieczna.
Sama złość jest pozytywna, chodzi jednak o sposób jej wykorzystania, o to czy zainicjuje konstruktywne działanie czy bezsensowną agresję. Sama agresja czasem jest niezbędna, choć oczywiście w dostosowanych do sytuacji przejawach, mamy prawo do obrony swoich granic, do konkretnego informowania o nich.
Co daje złość? Świadomość swoich granic?
A czym jest jej przeciwieństwo? Może aprobata?
Wychodzi dość ładnie:
Złość - aprobata + świadomość swoich granic/bronienie swoich granic.
Bez tego plusa aprobata może być niebezpieczna i prowadzić do zgadzania się w imię dobrych relacji na rzeczy szkodliwe, na brak poszanowania granic zarówno własnych jak i cudzych.

Zobaczyć nie znaczy uwierzyć...

Czytam nałogowo. Inaczej tego określić się nie da, ale cóż jestem książkowym ćpunem, który dorwał się do towaru, do którego tak często dostęp blokuje HPPD. Gupi muzg skończony i lecę z kolejną. Padło zdanie: zobaczyć znaczy uwierzyć. No nie. Nie, nie i jeszcze raz nie. I nawet nie chodzi mi tylko o mnie, istotę na codzień żyjącą z mega rozkręconym HPPD doświadczającej regularnie różnistych iluzji i halucynacji optycznych. Myślę o większości współczesnych ludzi. Od czego zależy czy wierzymy w prawdziwość tego co widzimy na zdjęciu lub filmie? Nie jest tak, że wszystkie zdjęcia lub filmy uznajemy za fikcję, czerpiemy z nich ogromną część wiedzy, ale wiele informacji klasyfikujemy jako nieprawdziwe, wiele oglądanych wielokrotnie bytów zaliczamy do nieistniejących. Tak, widziane, słyszane, możemy wymienić ich cechy, ale mimo to kladyfikujemy jako nieistniejące. Jakby nie można było zaklasyfikować jako istniejące w sztuce i kulturze- można i sporo ludzi tak robi.
Klasyfikacja bytu jako nieistniejącego realnie jest tak silna, że większość ludzi gdyby zobaczyło prawdziwego smerfa lub elfa prędzej uznałaby, że coś jest nie tak z ich głową lub założyłoby, że to jakaś sztuczka lub nowinka technologiczna.
Kurcze, jakby ufo przyleciało to sądzę, że ci którzy już w ich istnienie wierzą uznaliby to za prawdziwy statek kosmitów, ci którzy nie w sporej części nie zmieniliby stanowiska twierdząc, że to nasza technologia, jakaś sztuczka czy też halucynacja.
Gdy coś widzisz, ale nikt w to nie wierzy, pada sporo bardziej racjonalnych w świetle twojego modelu poznawczego wyjaśnień przyznasz, że to halucynacja lub pierwsza interpretacja i klasyfikacja były błędne, no nie? Obecnie, przez poziom i tempo rozwoju techniki ważniejsza od zobaczenia i usłyszenia jest zgodność z założeniami o rzeczywistości, choć oczywiście doświadczenie potrafi zmienić założenia, ale proste to nie jest.

Gupi muzg

Lecę z kolejną książką, zasadniczo większość materiału jest mi znana, ale dobrze się czyta, pozwala uporządkować pewne zagadnienia, spojrzeć na nie z innej strony.
Dla picu będę tu notować nowe dla mnie pojęcia, bo taki mam kaprys;)

Apofenia - dostrzeganie związków, wzorców tam gdzie ich nie ma. Podstawa przesądów i teorii spiskowych.
Samo zjawisko i jego mechanizmy fascynują mnie od dawa, ale jakoś nazwa nigdy nie została odpowiednio wpozycjonowana w moim głupim mózgu, zrobienie tego wpisu powinno to zmienić;)
Apofenia jest też powiązana z powszechnym brakiem akceptacji losowości, tym samym odpowiada też za wiarę w karmę, przeznaczenie, boskie interwencje.
Tu może dodam, że rozróżniam przypadkowość, czyli nieznajomość przyczyn i nazwanie tego przypadkiem od losowości opartej na prawdopodobieństwie.
Trudno zaakceptować i to i to. Po prostu jesteśmy zaprogramowani na kombinowanie dlaczego coś się stało i trudno pogodzić się z 'nie wiem' lub 'rachunek prawdopodobieństwa'.
Tym samym, można by apofenią wytłumaczyć sporą część treści religijnych.
Dodatkowo dochodzi czynnik pragnienia kontrolowania sytuacji, posiadania realnego wpływu, lub objaśnienia braku tego wpływu działaniem jakiś potężnych sił... I teorie spiskowe widać w nieco innym świetle...


Prawy dolny zakręt skroniowy gdy jest słabo rozwinięty osobnik łatwiej łyka irracjonalności. Oczywiście, sprawa wymaga dalszych badań, założenie że wynik jest wolny od błędów nie jest racjonalne, no nie? ;)

Turofobia- lęk przed serami
Hipopotomonsteroseskwipedaliofobia- lęk przed długimi słowami. Zajebista nazwa, co by chory się jej bał :D


Zagrożenia społeczno-ewaluatywne, czyli atak na status społeczny 'ja' , zagrożenie realizacji celu społecznego, uruchamia reakcję podwzgórze- przysadka-nadnercza, czyli wydzielanie kortyzolu. Oczywiście wymaga dalszych badań. Jak wszystko co z mózgiem związane...
Jeśli najbardziej destrukcyjne i fobiorodne działanie mózgu opiera się o dbanie o status społeczny i realizację celów można to wykorzystać w przeprogramowywaniu mózgu, być może wystarczy logicznie przeanalizować realność zagrożenia i wdrukować nowe założenia w podświadomość tak aby myśl o potencjalnym ośmieszeniu nie budziła reakcji stresowej.

Kolejne rozważania nad efektem Dunninga- Krugera... Nasuwa mi się związek z depresją, bo wiedza o własnej niewiedzy, świadomość, że wszystko opiera się na praktycznie bezpodstawnych założeniach, wiedza o własnych ograniczeniach raczej nie zwiększa pewności siebie. Do tego dociekliwa i inteligentna istota większość czasu czyta i ogląda materiały stworzone przez osoby bardziej kompetentne w danej dziedzinie. Powoli to łapię i zaczynam dostrzegać, że może jednak wyższa inteligencja ma sporo plusów. Tak, serio dostrzegam mnóstwo wad, szczególnie odnoszących się do życia społecznego. Odmienne, niezrozumiałe zainteresowania raczej skłaniające do wyśmiewania się niż akceptacji, problemy w aktywnym, typowym uczestnictwie w tym co innych bawi, brak akceptacji dla oczywistości...
Inni uważają mnie za inteligentną, ja jestem świadoma wad takiego stanu, do tego co to za inteligencja skoro znam skale niewiedzy i ograniczeń... błędne koło.
Nie potrafię być pewna niczego, zawsze widzę wiele aspektów, przez co nic nie jest czarno-białe, pojawia się chaos z którego umysł wyciąga jakieś wzorce, a ja zakładam, że mogą być tylko złudzeniem...
Tak, trzeba popracować nad tymi problemami... tylko, że u mnie popracowanie wiąże się z dołożeniem wielu nowych pytań...

Gupi muzg. W co tak naprawdę pogrywa twoja głowa - Dean Burnett...

Dean, nawet nie wiesz jak gupi i dziwaczny jest mózg jednej z czytelniczek...

HPPD iluzje czy halucynacje? Jeśli iluzje to błędne interpretacje a halucynacje w tym wypadku wzrokowe to widzenie czegoś czego nie ma to i tak nie potrafię postawić granicy.... Patrzę na beżową ścianę, na pewno nie jest idealnie gładka, te drobne różnice mój mózg interpretuje jako coś znaczącego i je podkręca i przez to dostrzegam tam różności, zazwyczaj twarze i motywy zwierzęce oraz roślinne, czasem geometryczne. Iluzja czy halucynacja? Niby halucynacja bo żadnych postaci tam nie ma, ale są pewne nierówności, które mózg interpretuje jako postacie czyli iluzja...
Oto jak zjebać logiczne, konkretne i sensowne rozróżnienie...
Gdy patrzę na firankę i rusza się mimo, że się nie rusza to jest to iluzja czy halucynacja. Iluzja, bo mózg błędnie interpretuje dane i pojawia się iluzja ruchu. Halucynacja bo widzę ruch, którego nie ma...
Kochany móg gupi mózgu- ogarnij się... proszę... To było zabawne wiele lat temu, gdy nasilenie było mniejsze, gdy postacie pojawiały się tylko gdy się nudziłam, gdy nie zdarzały się etapy braku opcji czytania...
Mózgu, chcę cię zrozumieć i jakoś naprawić... Eh, gadanie z mózgiem to już objaw szaleństwa... ale czy ja kiedyś insynuowałam, że jestem normalna? Zresztą co to znaczy być normalnym? Mieścić się w normie? Kto ją wyznacza i na jakiej podstawie?

Dobra, wracam do lektury.

No to kolejne podejście do osobowości. Dla mnie jest to dość ważna, bo mam nieodparte wrażenie, że nie posiadam stałej osobowości, dysponując prawie całym zakresem natężenia cech które ponoć składają się na osobowość...
- otwartość na doświadczenia - na górce na maxa, na dołku blisko zera...
- sumienność - supersumienna to nigdy nie byłam, ale zakres niesumienności też jest dość szeroki, od starania się aby względnie porządnie wszystko ogarnąć do totalnej zlewki, zlewa dotyczy zarówno górki jak i dołka. Perfekcjonizm rzadko się załącza, ale potrafi narobić zadymy, tym bardziej że mam w tym średnią wprawę i wiem, że nie wiadomo skąd mam nierealistyczne i wygórowane oczekiwania ale po prostu je mam, pojawia się przymus planowania i trzymania się planu, gdy serio wolę improwizację, ale w tym trybie się nie da...
- ekstrawersja i introwersja. Z zasady raczej introwertyczna strona tej skali, ale bywam skrajną ekstrawertyczką, gdy po prostu uwielbiam kontakty z ludźmi i mnie to nie męczy, jest mi to potrzebne i sprawia przyjemność. Gdy kończy się górka i schodzę na nastrojowy dołek ludzie to zło, zerowa potrzeba interakcji, unikanie spotkań towarzyskich i potworne zmęczenie po kontaktach z ludźmi, ew 1 na 1 jeszcze ujdzie...
-koncyliacyjność, czyli dążenie do harmonii społecznej. Ugodowość. Tu też jest dziwnie, bo z jednej strony mam świadomość, że szczęście innych ludzi wpływa na moje zadowolenie, a z drugiej mam ich totalnie w dupie. Czasem aż za bardzo się przejmuję tym co ludzie o mnie myślą, czy ich nie ranię, czasem czuję się jak psychopatka, osoba bez empatii, traktująca innych instrumentalnie.
Od za dużej empatii do jej braku. Od za dużego nasilenia reakcji emocjonalnych po totalne stłumienie gdy zostaje tylko rodzaj ciekawości i znudzenia. Od myślenia w kategoriach dobra wspólnego, po uznawanie, że nic takiego nie istnieje...
Od za częstego ustępowania do zachowywania się jak uparty, agresywny osioł...
Serio, o innych dbam z czysto egoistycznych pobudek i nie zamierzam się oszukiwać, że jest inaczej. Ale zakres ugodowości jest w absurdalnie dużej skali zmienny...
- neurotyczność- tu też z jednej skrajności w drugą, co jest szczególnie upierdliwe. Czasem radzę sobie bez problemu w warunkach dużego stresu, zachowując dobry humor, za chwilę przerastają mnie najbanalniejsze wyzwania. Czasem nie czuję poczucia winy nawet gdy serio coś zjebję na maxa, potem obeiniam się o wszystko, szczególnie o wcześniejszy brak poczucia winy...

Czy tylko ja tak mam? Czy może tak na serio u każdego jest to bardzo bardzo zmienne?

W sumie taka zmienność byłaby sytuacja idealną, gdyby tylko natężenie cech było dopasowane do sytuacji, ale niestety jest to totalnie od tego niezależne i upierdalające życie. Co gorsze ludzie lubią wiedzieć jaki ktoś jest, a u mnie to się nie da...
To jakby coś niezależnego od mojej woli przestawiało suwaczki w losowy sposób. Kurcze, nie ma nawet koordynacji czy zależności między suwaczkami, niektóre połączenia są szczególnie chore.

Jaka ja w takim wypadku jestem? Po prostu skrajnie zmienna? A ponoć to stałe cechy...

Super, że autor podkreślił problemy z systemem wielkiej piątki. Też bym dodała poczucie humoru i kilka innych cech... które u mnie też nie są stałe.

Co u mnie jest stałe? Ciekawość, także na fazie braku otwartości na nowe doświadczenia i skrajnej introwersji. Wówczas po prostu wygrywają książki, dobre, znane doświadczenie gwarantujące nowe dane... Gdy otwartość na nowości i ekstawersja rosną a neurotyczność spada wolę zaspokajać ciekawość w terenie.
Przy skrajnej depresji, gdy marzę tylko o śmierci też ratuje tylko ciekawość, gorzej gdy ciekawsza wydaje się śmierć...

Z chorych układów: Niska neurotyczność, wysoka otwartość na nowe doświadczenia, ekstrawersja, niska ugodowość i duża sumienność. Ot, taki psychopatyczny manipulant z paranoiami nie godzący się na ugody i dobrze planujący swoje działania... Tak, mnie też ten stan przeraża, na szczęście dla społeczeństwa dość rzadki i opanowywany racjonalnym myśleniem i jako takim poziomem moralnym utrzymującym się także przy ograniczonej empatii, właśnie dzięki logice i wiedzy o braku oddzielności...


Do podrozdziałów o gniewie, motywacji i poczuciu humoru sobie wrócę, bo na to zasługują, więc tu je pominę.

Nałogowe czytanie... piękny nałóg:D
Lecę dalej. Aha, fajnie się czyta robiąc dla jaj notatki na blogu. Ciekawe, co czuje i myśli osoba, która to czyta? Obstawiam, że:
-jak dobrze, że mój mózg nie jest tak potwornie głupi jak tej idiotki, która to napisała;)

Potrzeba interakcji z innymi ludźmi. Trochę trudno mi się z tym pogodzić, ale to jak z jedzeniem, czy oddychaniem-po prostu potrzeba i tyle, kwestia tylko jakie interakcje są najlepsze. Obawiam się, że to jak z kwestią jakie jedzenie jest najzdrowsze- spory raczej nigdy się nie zakończą... Ale i tak warto kombinować jakie dokładnie składniki są niezbędne i jak najlepiej je zdobyć, bo jak z jedzeniem, każdy produkt ma zalety i wady, liczy też się ilość i indywidualne potrzeby i alergie...
Kolejna kwestia na długie rozkminianie.

Łatwo stwierdzić kiedy ktoś jest wesoły, kiedy zły lub smutny... Eh, a jeśli na pewne okresy czasu staje się to praktycznie niemożliwe i zgaduje się z kontekstu lub czysto intelektualnie i świadomie analizując układ mięśni mimicznych? Nie polecam... Mam wrażenie, że mój mózg uznał, że chętnie dowiadczę sporej gamy spaczeń i zaburzeń jego działania, ale to gupi muzg... Gdy jeszcze da się o emocjach wnioskować z tonu głosu to jeszcze jeszcze, ale czasem mój pokręcony mózg i tą umiejętność traci. Czytanie książek o mózgu bywa dołujące, bo powraca świadomość jak często to co dla innych jest proste, oczywiste i banalne dla mnie przestaje takim być... Typowy intelekt z zasady działa bez większych problemów, co sprawia, że biedak próbuje ogarnąć cały ten chaos zaburzeń widzenia, odbierania i odczuwania emocji, zmiennych parametrów cech osobowości, nastrojów, błędów poznawczych, zniekształceń i nieadaptacyjnych schematów...
Dlatego uważam, że im więcej wiem tym lepiej, bo może pozwoli to na szerszy zakres świadomego wpływu intelektualnego myślenia na pokręcone aspekty pracy mojego gupiego muzgu...

Ciekawa teoria odnośnie manipulacji: wszystkie techniki bazują za ludzkiej chęci podobania się innym, pokazania się w dobrym świetle. W ramach tego mamy chęć bycia lubianym, spójnym i mającym kontrolę.
Ej, a manipulacja oparta na błędach poznawczych, zniekształceniach myślenia itd?

A teraz kwestie tożsamości grupowej, coś co długo sprawiało mo problem. W sumie nadal sprawia. Ja nie potrafię... Nie identyfikuję się z jakąkolwiek grupą. Mogę teoretycznie być członkiem jakiejś grupy, ale i tak jestem raczej obserwatorem, nie identyfikuję się z nią. Często jestem jakby między młotem a kowadłem widząc plusy i minusy obydwu stron barykady... Czasem chciałabym być taka jak inni, zatracić indywidualność na rzecz tłumu. Szczególnie jest to dziwne gdy obserwuję imprezy masowe. Dokładnie-obserwuję, nie uczestniczę, po prostu jestem ja i oni.
Tak samo nigdy nie miałam problemu z wyrażaniem opini przeciwnej do reszty. Generalnie mam problem z dopasowaniem się do grupy, nie lubię się wyróżniać, nie o to chodzi, po prostu nie rozumiem nielogicznych zasad kierujących grupą... więc obserwuję z boku... czasem jednak po prostu robiąc lub mówiąc coś totalnie wbrew tym niepisanym regułom gry.
Gdy mam fazę ekstrawersji lubię ludzi, spotkania, dyskusje, ale na konformistkę się nie nadaję. To jest dla mnie zwyczajnie trudne.

Drogi autorze, dziękuję za pokazanie do jakiego absurdu prowadzi bezsensowne założenie o sprawiedliwości tego świata, olewnie losowości. Nie ma jak obwiniać ofiarę, bo jakoś sobie na to zasłużyła... bo jeśli nie to znaczy że świat nie jest sprawiedliwy tak jak tego chcemy i jest w dużej mierze nieprzewidywalny i niekontrolowalny. Tak, taki jest. Nawet jeśli założymy, że człowiek dosłownie przyciąga zdarzenia to jeśli przyciąga nie to czego serio pragnie to znaczy, że nie umie tym sterować, a brak wiedzy oznacza, że potrzebuje wsparcia nie pogardy.
Pisze to osoba która gdy rozwiązując dylemat moralny z torami i przekładnią wybiera zabicie 5 debili na torach zakładając, że jeden na bocznym torze może być opóźniony, ale 5ludzi którzy nie zauważą pociągu i dadzą mu się rozjechać to najprawdopodobniej totalni kretyni, bo szansa aby 5 wymagających opieki osób znalazło się na torach jest nikła, raczej jednak serio sami są sobie winni...


Książka skończona:) W sumie to bardzo dziwne, że 3 rozdziały, które chcę przeczytać ponownie co by gruntowniej rozkmninić temat są koło siebie, ale jakie to wygodne...

poniedziałek, 18 marca 2019

Wartości... Dobro=Szczęście?


Miłość
Prawda
Moc
Wolność
Piękno
Życie
Dobro/Szczęście

Czy Dobro jest tożsame z Szczęściem?
Raczej Dobro zawiera Szczęście tak samo jak pod pojęciem Prawdy kryje się też Mądrość, zrozumienie, rzeczywistość...
Pod Życie kryje się doskonalenie, zmienność, rozwój.
Miłość to jedność, jednoczenie, troskliwość
Żadna z tych wartości nie jest odrębna od pozostałych, podział jest tylko pozorny, umowny, jedno wynika z drugiego, każde z każdego, brak jakiegokolwiek elementu ogranicza i to konkretnie pozostałe...

POU, układanka emocjowa;)

Strach -ciekawość
Nuda -ekscytacja
Zniechęcenie - nadzieja
Smutek - radość
Złość - zadowolenie

To się ładnie ułożyło, ale gdzie umieścić:
Odraza - zachwyt
Wstyd - zadowolenie z siebie
Poczucie winy - duma/ zadowolenie z siebie
Nie lubienie- lubienie


Czy wstyd i poczucie winy są elementami tej układanki? Pozostałe dotyczą relacji z przedmiotami, wydarzeniami a te nie... Może to już kolejne poziomy układanki?

Wówczas miałabym poziom relacji z obiektami nieosobowymi , potem z sobą , potem z innymi osobami...
 Strach
     Ciekawość
Nuda
     Ekscytacja
Zniechęcenie
     Nadzieja
Smutek
     Radość
Złość
     Zadowolenie
Nie lubienie
     Lubienie
Odraza
     Zachwyt

Wstyd
    Zadowolenie z siebie

Brak pewności siebie
    Pewność siebie

Poczucie winy
   Zadowolenie z siebie

A może :
Strach - poczucie bezpieczeństwa ?
Zniechęcenie - zainteresowanie/ciekawość/fascynacja ?

Gdzie wpisać pożądanie , zazdrość, nienawiść ?
Co z poczuciem bliskości, intymności, spokoju?
Właśnie... niepokój i spokój...

 Strach - ostrożność
     Ciekawość         Poczucie bezpieczeństwa
Nuda - spokój/relaks
     Ekscytacja
Zniechęcenie - odczarowanie rzeczywistości
     Nadzieja
Smutek - zrozumienie/empatia ?
     Radość
Złość - motywacja do działania ?
     Zadowolenie
Nie lubienie    Nienawiść
     Lubienie   Zakochanie  Miłość
Odraza
     Zachwyt       Pożądanie    Zazdrość

Wstyd - szacunek
    Zadowolenie z siebie

Brak pewności siebie
    Pewność siebie

Poczucie winy - odpowiedzialność
   Zadowolenie z siebie


Zamiast się sytuacja rozjaśniać to pojawia się coraz więcej pytań, problem w tym, że próbuję to ułożyć w jakiś liniowy układ, a może jest to koleje zagadnienie na hipersferę;) Nieźle mi się to też ukladało na wykresie gdzie jedną osią była energia a drugą przyciąganie lub odpychanie, trzecią przyjemność -nieprzyjemność... może tędy droga? Jeszcze trochę pokombinuję z tym zygzaczkiem, bo czemu nie? Co nie co dzięki temu zaczynam rozumieć...




Psychopatia, moralność, wolna wola

Do tego tematu zapewne nie raz wrócę, bo czuję, że sporo mam tu do nauczenia się i odkrycia.
Teoretycznie wolną wolę obaliłam, zaakceptowałam jej brak, ale chyba z tego paradoksalnie może wyniknąć uzyskanie wolności wyboru przez świadome przeprogramowywanie podświadomych mechanizmów sterujących.

Na razie ustaliłam, że podstawą moralności jest uznanie za zło sytuacji pasującej do wzorca : ja krzywdzę ciebie, gdzie:
Ja- osobowy sprawca, co ważne świadomy
Krzywda - zakodowane mamy jako krzywda fizyczne odebranie prawa do życia lub zdrowia, nie wynikające z niezbędnej samoobrony, reszta to kwestia wiedzy i przekonań oraz kultury w jakiej się dorasta
Ciebie - osobowy poszkodowany

Ten układ ładnie tłumaczy władzę jaką daje religia oparta na osobowym Bogu, którego to a to ma niby krzywdzić. To co ów Bóg uznaje za złe/krzywdzące dla niego staje się jakby odgórnym prawem moralnym. Z tym, ze cechy Boga, jego podejście do danych zachowań zostały wymyślone przez ludzi, dlatego tak bardzo zmieniają się z upływem czasu. Niby przykazania zostały takie same, ale ich interpretacje to inna sprawa.

Ja to się ma do mojej roboczej wizji Boga jako osobowej formy tożsamej z wyższymi ideami? Bardzo prosto- dla takiej istoty liczy się rozwój, więc wszystko co pozwala jej się doskonalić jest dobre...
O kurcze... Dobre... Chyba dotarło do mnie co z tego wynika... ale chcę to na spokojnie przetrawić i poskładać...

Wrócę więc do moralności psychopatów. Czy psychopata może być moralny? Jasne, że tak. Taka osoba rozumie koncepcje dobra i zła i może świetnie radzić sobie z logiczną utalitariańską moralnością. Problem się robi gdy nie traktuje innych osób osobowo, ma specyficzną definicję krzywdy, zaburzoną ocenę własnej sprawczości, ale te problemy dotyczą nie tylko psychopatów, definiowanych jako osoby o bardzo obniżonej empatii, co wywołuje odmienne reakcje emocjonalne. Ja dodałam, że prawdziwy psychopata po prostu czerpie przyjemność z zachowań, które krzywdzą innych. Pytanie czy psychopata zdaje sobie z tego sprawę?

Gdy na pewien czas miałam skrajnie wytłumione emocje i obniżoną zdolność empatii, czyli uczciwie mówiąc doświadczałam czegoś na wzór psychopatii, to nawet do siebie podchodziłam przedmiotowo. Czy to mi przeszło? Empatia aż za duża, emocje podkręcone aż za, ale jak traktowałam swój umysł i ciało jako narzędzia tak je traktuję. Gdzie w tym osoba? To proste: to byt doświadczający mojego umysłu. Świadomość próbujaca na serio przejąć stery nie jest królem, raczej pilotem lecącym tak, aby doświadczenia sprzyjały rozwojowi, zrozumieniu...

Eh, chciałam napisać coś innego, ale to po prostu sobie płynie. Lubię ten styl pisania, gdy to co za chwilę się pojawi jest w zasadzie niespodzianką dla mnie. Jest to jak fascynująca wędrówka. Odkrywanie samego siebie, poznawanie narzędzi umożliwiających podróż...

Czuję, że w najbliższym czasie skoncentruję się na kursach z copernicusa i na zestawie książek, które mam na dysku. Dokąd mnie to zaprowadzi? Co odkryję? Jakie pojawią się pytania? Nie wiem i to jest piękne.
W międzyczasie będę dalej układać swoją układankę na temat emocji, bo ciekawi mnie jak to będzie ewoluowało? Co wyjdzie na końcu? I czy będzie koniec? Przecież każdy model można zawsze przebudować. Nieskończona układanka z klocków...

Co do tematu wpisu to po głowie chodzi mi pytanie : Jakie postępowanie wobec psychopatów byłoby moralne? Jakie postępowanie z ludźmi krzywdzącymi innych jest moralne? Karać dla zemsty? Izolować dla bezpieczeństwa? Leczyć?

Osobiście uważam, że zemsta w niczym nie pomaga. Uważam, że ludzie krzywdzą innych przez różne zaburzenia: anatomiczne, fizjologiczne, w tym hormonalne, wszelkiego typu choroby i zaburzenia psychiczne, niewiedzę, brak umiejętności, durne przekonania, schematy... Izolować? Gdy ktoś zagraża innym to oczywiście, że tak. Tak samo jak izoluje się nosiciela groźnej dla innych choroby. A skoro to choroba, to należy próbować leczyć zaczynając od poszukania przyczyn. Powinno się leczyć usuwając przyczynę, gdy się nie da to chociaż skutki.

Obecnie nasz system tzw sprawiedliwości opiera się na karaniu, pozbawianiu wolności, ale tylko w teorii na resocjalizacji. Raczej nikt nie robi przestępcy porządnych badań aby wykluczyć biologiczne przyczyny jego zachowań, nikt nie interesuje się porządnie opracowaniem i wdrożeniem programu szukania i likwidowania przyczyn. Do tego zdecydowanie za dużo osób się izoluje, podczas gdy rozsądniejsze byłyby prace społeczne, zajęcia z terapeutami, psychologami, szkolenia, kompleksowa pomoc dla całych rodzin... To tylko takie moje marzenia... Dochodzę do tego, że problemem tego świata jest to, że ludzie, którzy trochę więcej rozumieją, mają wysoki poziom empatii nie chcą się pakować do władzy, a nawet jeśli chcą to nie mają jak. Chyba tylko Dalajlamie się to udało. Papieże i inni przywódcy duchowi też mają pewną władzę, ale raczej koncentrują się na sprawach swojej religii, a nie na chorym systemie sprawiedliwości olewającym naukę. Zresztą to by była akcja, gdyby przywódcy religijni zaczeli mocno naciskać na wprowadzanie dla dobra ludzkości dokonań nauki w życie. Obecnie prędzej ograniczają wpływy nauki, podważają ją, olewają...

Ilu ludziom marzy się świat gdzie zamiast wojen i gównoburzowych wojenek ludzie zaczeliby współpracować dla dobra każdej istoty żywej. Tak, nie dla jakiegoś wyimaginowanego wspólnego dobra, które niestety olewa dobro jednostek, ale dla dobra każdej żywej istoty, bo nie tylko ludzie się liczą. Zachcianki danej osoby mogą być szkodliwe dla innych, ale do szczęścia potrzebujemy realizacji potrzeb, nie zachcianek... A aby znać i móc w dobry sposób zaspokajać wszelkie potrzeby potrzebna jest wiedza. A aby poszerzać wiedzę należy współpracować, sprzeczki tylko w formie merytorycznych debat mających na celu dojście do prawdy, nie wykazywanie racji kosztem prawdy...

Może psychopaci nie są małą grupą? Może większość z nas ma zbyt mały poziom empatii, aby pragnąć szczęścia dla każdej żywej istoty. Szczęścia rozumianego jako pełnej samorealizacji siebie, a nie jako to co ja rozumiem jako szczeście.Indywidualnego szczęścia, które złoży się w szczęście ogółu, nie wspólnego dobra kosztem jednostek.
Człowiek nie może być w pełni szczęśliwy, gdy nieszczęśliwe jest jego otoczenie. Jeśli może to brak mu empatii, czyli jest jakby psychopatą... Prawdziwy egoista wie, że warto dbać o otoczenie, o inne istoty i ich szczęście.

Altruizm to dojrzały egoizm, nie jego przeciwieństwo, przeciwieństwem jest samopoświęcenie i autodestrukcja...

Czyli znowu droga złotego środka...

Brak empatii - nadmiar empatii
Co jest po środku? Może zrozumienie innych, ale bez blokowania podejmowania działań?

niedziela, 17 marca 2019

Ewolucyjne prawo moralne...

Moralność nie jest cechą tylko ludzką, mapy naczelne też mają bazowe prawo moralne mówiące co jest złe, nieakceptowane - Ja krzywdzę ciebie...
Książki de Waala jeszcze przedemną, ale sądzę, że pochłonę je szybko, bo mam dość tekstów, że aby być moralnym potrzeba religii.
Roboczo zakładam, że każdy z nas to ma, nazwijmy to symieniem, czyli wewnętrznym poczuciem przykrości gdy złamiemy owo prawo moralne. Można je jednak ominąć na kilka sposobów. Wystarczy pokombinować z każdym słowem osobno.
Ja - nie będę czuć się winna, czegoś czego nie zrobiłam, na co nie miałam wpływu. Wystarczy więc usprawiedliwić się obwiniając ofiarę, że sama się prosiła, nie dała wyboru... Skąd to znamy...
Krzywdzę - można bardzo różnie zdefiniować sobie krzywdę, można bić będąc szczerze przekonanym, że robi się to dla czyjegoś dobra, tak samo jak dla dobra dziecka zmusza się je do nauki i poczucia skrzywdzenia nie uznaje się za czynnik wystarczający, aby uznać, że to jest krzywdzenie.
Ciebie- czynnik osobowy, nie mamy wyrzutów sumienia gdy chodzi o byt przedmiotowy. To czy danemu bytowi przypisujemy odczuwanie zależy od założeń umysłu. Wiele dzieci będzie broniło swoje pluszaki przed złym traktowaniem, twierdząc, że je to boli. Równocześnie są ludzie traktujący całe grupy ludzi przedmiotowo. To kwestia empatii. Łatwiej nam być empatycznym wobec istot nam bliskich, należących do naszej grupy. To jak szeroka jest ta grupa zależy od modelu rzeczywistości. Dla mnie to każda istota żywa, dla innych przedstawiciel innej kultury jawi się jako tak odmienny, że nie potrafią wczuć się w ich sytuację.
Tu ważna jest też wiedza, bo nie można mierzyć innych swoją miarką, to że coś ja oceniam jako przyjemne i dla mnie dobre, może być krzywdzące dla innej istoty mającej inne potrzeby. Moim zdaniem chodzi o zrozumienie potrzeb i według tego oceniać czy doszło do skrzywdzenia czy też nie.

Krzywdzące to nie to samo co bolesne. Zastrzyk jest bolesny, ale gdy pomaga być zdrowym nie jest krzywdzący. Krzywdzić można robiąc coś przyjemnego, np stale kogoś wyręczając, aż stanie się totalnie niesamodzielny. Chodzi o zrozumienie potrzeb , odnoszenie się do najwyższych wartości, a te choć niby uniwersalne każdy ma jednak poukładane po swojemu, rozumie je na swoim poziomie...

Ja krzywdzę ciebie- zło
Ja wspieram ciebie- dobro

To takie proste, że aż trudne.

Czy jesteś psychopatą?

Właśnie skończyłam czytać książkę Jona Ronsona "Czy jesteś psychopatą?". Super opowieść o szaleństwie, szczególnie systemu diagnozowania i leczenia zaburzeń psychicznych... Recenzji ani streszczenia robić nie zamierzam, raczej zapisać to co mi się uroiło w głowie.

Każda cecha psychiczna/psychologiczna może być przedstawiona jako skala, taka oś biegnąca do nieskończoności w każdym z kierunków. Nikt nie ma konkretnego przypisanego punktu, raczej zakres. Gdy dochodzi do skrajnych punktów swojego zakresu i jego zakres jest znacznie odniegający od przeciętnego w jego środowisku oraz jest to problematyczne dla niego oraz otoczenia można moim zdaniem mówić o zaburzeniu czy też chorobie psychicznej. Takich osi jest mnóstwo i oddziałowują na siebie nawzajem. Dlatego próba klasyfikacji różnorodnych przypadków do zestawu pudełek na podstawie zestawu cech jest mało co warta moim zdaniem.

Po lekturze mam też w głowie trochę inny model dotyczący psychopatii/socjopatii, bo tymi terminami obejmuje się bardzo zróżnicowane grupy ludzi.
Cechy wspólne:
- czerpanie przyjemności z zachowań krzywdzących innych.
- niski poziom empatii do całkowitego braku
- odmienne reakcje emocjonalne, typowo tam gdzie inni czują obrzydzenie/strach u psychopaty jest ciekawość
-osłabiona emocjonalność, mała pobudliwość emocjonalna, idzie za tym np nietolerowanie nudy, konieczność udawania emocji, aby nie być odrzuconym społecznie...
- problemy z zrozumieniem funkcjonowania życia społecznego, osiągalne na drodze intelektualnej nie jako automatyczne wyczucie. Specyficzne założenia odnoście zasad funkcjonowania społeczeństwa bardziej adekwatne do wojny i wykorzystywania innych niż współpracy i dążenia do zrozumienia.
-rozwiązywanie dylematów moralnych na drodze logicznej analizy.
- traktowanie innych osób jakby działały w ten sam sposób, co daje specyficzne poglądy.
- najważniejszą wartością jest moc, przejawiana w różne sposoby: pragnienie władzy, bycia lepszym. Uznawanie siebie za lepszego, zasługującego na więcej od innych, mającego szczególne prawa.
- instrumentalne traktowanie innych istot, manipulowanie na szeroką skalę
- ograniczone poczucie winy, wstydu. Nie odczuwanie tego w typowych dla danego społeczeństwa momentach.
- bycie odpornym na wzruszenia

Dużo zależy od inteligencji takiej osoby, od waunków w jakich dorasta, od tego co jej sprawia przyjemność i czy uda jej się znaleźć społecznie akceptowany. Nasilenie cech też jest różne. Dużo zależy od poziomu impulsywności, zdolności logicznego myślenia, przewidywania skutków.
Ogromną rolę bierze też baza schematów myślenia oraz to co taka osoba uznaje za wartościowe.

Praktycznie każdą z wymienionych cech ma większość ludzi, chodzi o nasilenie a przede wszystkim skutki jakie to niesie dla otoczenia.

Moje "kryterium diagnostyczne" znacznie różni się od tego opisanego w książce, bo w tamtych większość cech mogła być wynikiem zupełnie czegoś innego, szczególnie wpływu środowiska.
Według mojego kryterium o psychopatii można mówić dopiero gdy w znaczącym stopniu spełniony jest każdy podpunkt.
Oczywiście jest to pełne wad i wymagałoby konkretnych badań, szczególnie potwierdzenia na fMRI bardzo nietypowych reakcji emocjonalnych, które według mnie są kluczem.

Do tego najważniejszy jest pierwszy punkt, bo jednak psychopata, który nie krzywdzi dla przyjemności to dla mnie oksymoron.
Choć czy skoro ma problemy z empatią to wie, że krzywdzi? Na poziomie racjonalnego myślenia tak, inaczej to osoba niedorozwinięta umysłowo, psychopata po prostu się tym nie przejmuje, bo traktuje innych instrumentalnie.

Z ważnych pytań: czy to uleczalne? Czy to kwestia wrodzona czy nabyta, czy może wynik tego i tego? Czy psychopata jako osoba z zaburzoną empatią i reakcjami emocjonalnymi dobrze pokierowana od dzieciństwa może być pozytywnie oddziałującym na innych członkiem społeczeństwa?
Jak tak pojmowana psychopatia wiąże się z zaburzeniami ze spektrum autyzmu i z innymi zaburzeniami osobowości, szczególnie narcystycznymi?

Uwielbiam książki po których jest więcej pytań niż odpowiedzi:)

Ogólnie w tej chodzi nie tylko o psychopatię, ale o całokształt szaleństwa. Czy szaleństwem jest przeczytanie jej zaczynając koło północy i kończąc koło 11 przed południem? Oczywiście zdążyłam się wyspać i zjeść śniadanie...

Czy istnieje granica między normalnością i szaleństwem. Uważamy, że tak, ale raczej jest nieostra i zależna od kultury, otoczenia.

Dla mnie o problemie psychicznym można mówić gdy skala nasilenia pewnych cech, zachowań, odczuć po prostu realnie przeszkadza i utrudnia życie. Tylko czy jeśli zachowanie dziecka przeszkadza jego poważnie zaburzonym opiekunom, lub normy i oczekiwania społeczne są chore to czy można twierdzić, że to z dzieckiem jest coś nie tak? Czy w otoczeniu samych szaleńców ktoś w pełni zdrowy nie sprawia wrażenia wariata?
Do tego tzw pozytywnych wariatów po prostu lubimy, można być ekscentrycznym, idndywidualistą... Kto ma prawo osądzać co jest normalne a co nie? Czy bycie przeciętnych jest normalne?



sobota, 16 marca 2019

Wartości wyższe- paradoks doskonałości

- szczęście
- piękno
- miłość
- prawda
- dobro
- moc
- wolność

Siedem wartości wyższych...

Jak dla mnie stanowią jedość, doskonalącą się w nieskończoność grupę, która doskonali się przez integrację z przepracowanymi cieniami.

Każda ma wiele różnych cieni...
Szczęście otoczone jest wszelakimi formami niedoskonalego szczęścia i nieszczęść wszelakich. Poznanie ich ma znaczenie, bo to jak ze zdrowiem, nie daje szczęścia aż się nie pozna jego wartości w obliczu jego utraty... Stan doskonałego szczęścia blokowałby rozwój, bo niby jak się doskonalić gdy jest się doskonałym... Doskonali... bo nie żywi... ej, chyba mam numer 8 to Życie, rozumiane jako zmiana, dynamika, rozwój...
Piękno/doskonała harmonia to też jest martwe, bo co tu poprawić? Rozwijać się może tylko przez kontakt z chaosem wszelkiego rodzaju, czymś niedoskonałym, wręcz brzydkim, niedokończonym. Znów aby móc się rozwijać, zmieniać potrzeba życia...

Życie samo w sobie niedoskonałe, zmienne, nietrwałe jest napędem doskonałości... bo prawdziwa doskonałość potrzebuje opcji doskonalenia się...

Życie potrzebuje chyba tylko żyć, być przeżywanym
Szczęście- uszczęśliwiania, przeżywania szczęścia
Piękno - upiększania, doznawania piękna
Miłość - kochania i doświadczania miłości
Prawda - istnienia, bycia poznaną, doświadczaną
Dobro - doświadczania dobra i czynienia dobra
Moc - bez możliwości jej używania, kreatywności, tworzenia niczym nie różni się od niemocy, niezbędna jest też potrzeba tworzenia...
Wolność - swobody, możliwości, ale i pragnień, bo gdy mogę wszystko, ale niczego nie chcę to niczym nie różni się od skrajnej niewoli, braku możliwości ekspresji...

Więc zrobiło się ich osiem:
- szczęście
- piękno
- miłość
- prawda
- dobro
- moc
- wolność
- życie

Hmm... Tylko czy dobro i szczęście to czasem nie to samo?

Ale to nie teraz... to trzeba przetrawić...

Wartości

Oceniamy coś jako wartościowe lub nie. Odbywa się to na podstawie pewnych bazowych wartości. Co dla kogo jest takimi wartościami obawiam się, że zależy od otoczenia, kultury, wdrukowanych wzorców. Mało kto to konkretnie przemyślał. Tak, zaliczam się do tych osób i może czas to zmienić?
Co może być wartością? Według mnie:
- szczęście
- piękno
- miłość
- prawda
- dobro
- moc
- wolność

Piękna lista wartości wyszych jak je nazywam, tylko że trzeba to jakoś przełożyć na nasz świat...
Każdy inaczej pojmuje szczęście, coś innego go uszczęśliwia, założę, że chodzi o szeroko rozumianą przyjemność. Od tych najbardziej fizycznych typu poczucie bezpieczeństwa, jedzenie, odpoczynek, seks, przez emocjonalne/uczuciowe: zadowolenie, radość, bliskość, miłość, po poziom nazwijmy to duchowy: poczucie jedności z szeroko pojętym absolutem, poczucie spełniania swojej misji...

Piękno może być bardzo ważną wartością i przekładać się na szeroko pojęte zainteresowanie sztuką i naturą, tworzenie i obcowanie z nimi. Dążenie do harmonii na wielu płaszczyznach. Także spokój i pokój zewnętrzny i wewnętrzny...
Może też przejawić się jako traktowanie urody, atrakcyjności, wzbudzania pożądania jako wartości samej w sobie

Miłość może się wyrażać poprzez wartości takie jak Bóg, rodzina, przyjaciele, patriotyzm, niesienie pomocy.
Ale także jako głupi egoizm, nadopiekuńczość, zaborczość...

Prawda może wyrażać się poprzez pozycję mądrości, wiedzy, zrozumienia, dociekliwości. Można też założyć, że zna się prawdę i przekazywać ją innym, w skrajnych sytuacjach wbrew ich woli...

Dobro... dla wszystkich czy kosztem kogoś? Według mnie gdy kosztem kogoś to jest już złem... Chcemy tego co uważamy za dobre, ale tu liczy się prawda, pewna szersza perspektywa... Dobra praca czy dobre relacje? Może wszystko co najlepsze? Najlepiej dla każdej istoty... Tylko co z tymi, którzy sobie ubzdurali, że mają prawo do czegoś kosztem innych istot?
Dobry- lepszy- doskonały...
Pragnienie doskonałości, perfekcji... tylko czy to jest dobre?

Moc - pieniądze, władza, sława, bycie autorytetem, ale także to co powyżej: mądrość, wiedza i zrozumienie. Także siła i atrakcyjność fizyczna.

Wolność - dążenie do suwerenności, minimalizacji ograniczeń i maksymalizacji możliwości. Ale też może się wyrażać poprzez traktowanie ideologii mających w założeniu gwarantować wolność jako wartości samych w sobie.

Dochodzi kwesta wzajemnego wykluczania się, podziału czasu na aktywności związane z danym elementem.

Szczególnie problematycze jest pragnienie bycia w czymś doskonałym lub najlepszym, bo zawsze będzie to kosztem czegoś innego...

Moim zdaniem najwyższą wartością jest harmonia tego co nazywam wyższymi wartościami, ich wspólne wzrastanie i chronienie przed wypaczeniami. Moc jest super gdy idzie razem z Miłością, Prawdą(zrozumieniem/sprawiedliwością), Wolnością( dla każdego,ale nie kosztem innych, to oczywiste, bo dba o Prawda...), Pięknem, Dobrem i Szczęściem. To jak drużyna, tylko pełna harmonia i współpraca mogą dać im sukces... bo stanowią jedno.
 Jak ktoś chce może sobie to Bogiem nazywać i do niego dążyć i wcielać w życie... Tylko, że każdy ma obraz Boga dopasowany do jego poziomu pojmowania i swojego systemu wartości. Zależny od tego jak rozumie daną wartość. Co dla niego oznacza być dobrym, kochającym, sprawiedliwym, wszechmocnym, wszechwiedzącym, wolnym/niezależnym itd... Potem mamy Boga jako surowego władcę który srogie kary i liczne zakazy uważa za sprawiedliwe... Mamy ludzi których Bogiem jest władza, pieniądze czy sława. Którzy ograniczyli Boga do Miłości lub innej pojedynczej wartości... Bóg racjonalistów i wielu naukowców to Prawda, a wręcz nauka, mająca być jej jedynym nośnikiem i narzędziem poszukiwań.

Roboczo zakładam, że nadrzędną wartością wyższych wartości jest ich harmonijna jedność i to chyba pojednana także ze swoimi cieniami, których każda wartość ma całe mnóstwo. Aby wzrastać i się doskonalić ten układ potrzebuje zjednoczyć się z pozytywnymi aspektami swoich cieni...

A na pewno mi jest to potrzebne... Bo walka jest bez sensu. Na wojnie każdy przegrywa... Izolowanie nie likwiduje problemu...


POU, radość

Jako, że ze smutkiem utkwiłam i czuję, że rozumiem tą emocje znacznie słabiej niż mi się wydawało może uda się ustalić pozytyw jaki wywodzi się ze smutku od drugiej strony...

Radość. Trudno jej nie lubić. Jest to bardzo przyjemne uczucie. Poczucie szczęścia, wolności, zadowolenia, wesołość... ej... potrzebuję znów definicji różnicowej...

Ze szczęściem jest ten problem, że to słowo ma wiele znaczeń...
Szczęście:
-szczęśliwy traf, przypadek, oceniony pozytywnie zbieg okoliczności czy zdarzenie losowe
-stan zadowolenia, szczęśliwe życie, zazwyczaj życie spełniające pewne warunki określone przez daną sferę kulturową
- właśnie jako odpowiednik radości, czuć się szczęśliwym, jako być radosnym, wesołym
-odpowiednik zadowolenia

Co właściwie znaczy czuć się szczęśliwym? Od czego to zależy? Chyba od oczekiwań, wymagań, założeń...

Wesołość... Emocja konkretnie powiązana z reakcjami ciała: uśmiech, śmiech, czasem aż do płaczu, bo można się popłakać ze śmiechu. Eh, nawet zsikać się ze śmiechu można. Ogólnie śmiech to fascynujące zagadnienie. Po co się śmiejemy? Co nam to daje? Kwesta łaskotek. Granica między śmiechem a wyśmiewaniem się. Dlaczego czasem śmiech rani? Jak to jest z szyderczym śmiechem?

Wychodzi na to, że śmiech to poważne zagadnienie;) Na pewno wiąże się z poczuciem humoru. Co i dlaczego nas śmieszy? I dlaczego często ludzie śmieją się z sytuacji dość nieprzyjemnych? Jakby wyłącznik empatii...
Osobiście mam z tym problem, mało mnie bawią upadki, wypadki, stosunkowo niebezpieczne sytuacje. Tak samo trudno mi pojąć dlaczego ludzi śmieszy gdy ktoś znajduje się w sytuacji żenującej, wyraźnie się wstydzi itd. To utrudnia życie, bo ludzie wolą gdy ktoś reaguje tak jak oni. Lubię komedie, ale chodzi o poziom. Irytuje mnie też pewien poziom absurdu-tak irytacja zamiast śmiechu. Równocześnie z kabaretami i dowcipami nie mam tego problemu, gdy podobna skala głupoty i absurdu pojawia się w filmie lub tym bardziej na żywo odzywa się empatia i racjonalne myślenie...
Może chodzi o to, że głupota częściej jest dla mnie przerażająca lub żeniująca niż śmieszna, chyba, że delikwent zachowujący się głupio śmieje się sam z siebie, robi to celowo i z wyczuciem.
Tak, wyczucie- coś niezbędnego i trudnego do opisania, ale to umiejętność oparta na wiedzy, tylko nie do końca uświadomionej...


Dobra, wiem już co ze smutku jest potrzebne, aby radość nie była niebezpieczna - empatia. Radość, bez zrozumienia punktu widzenia drugiej strony przechodzi w wyśmiewanie, zabawę kosztem innych...

Czyli aktualnie mam:
Strach - ostrożność + ciekawość
Nuda - spokój/refleksja + entuzjazm
Zniechęcenie - realizm + nadzieja
Smutek - empatia/współczucie/zrozumienie + radość

Złość - pragnienie zmiany ?+zadowolenie/satysfakcja
Zazdrość - pragnienie zmiany? + podziw
???Nienawiść - lubienie ? Powrót do pierwotnego przyjemne- nieprzyjemne?

Ciekawe jak to będzie wyglądać za jakiś czas? :)
Tak czy inaczej przyjemnie się rozkminia emocje po swojemu.



czwartek, 14 marca 2019

POU, smutek


Strach- ciekawość + ostrożność
Nuda -entuzjazm + spokój
Zniechęcenie - nadzieja + realizm
Smutek - radość + brak trwałości/empatia(?)...

Tak, znak zapytania, bo serio będę to dopiero ustalać. Kimkolwiek jesteś Ty, który to czytasz uprzejmie informuję, że wyruszyłeś ze mną na wyprawę badawczą i serio nie wiem do czego dojdę, jaki będzie wynik. Po to też to zapisuję, jako rodzaj pamiętnika z wyprawy, aby łatwiej było się cofnąć gdy dojdę to totalnych absurdów i paradkosów i uznam, że coś być może zjebałam...

No to czas na smutek. Emocja ta pojawia się jako sygnał o utracie. Gdy chodzi o utratę kontaktu, zazwyczaj fizycznego z kimś/czymś bliskim nazywa się to tęsknotą... Czy smutek i tęsknota są tym samym? Na pewno podobnym.
Tęsknota dotyczy konkretnych osób, rzeczy, stanów, czynności... Tęsknię za partnerem, za moim domem, za dobrym samopoczuciem, za chodzeniem po górach...
Tęsknota opiera się na wspominaniu tego co było, a co utaciliśmy
Smutek jest utratą czegoś czego oczekiwaliśmy, pragneliśmy. Alternatywną reakcją jest złość, ale to na inne podejście.
Smucę się, bo nie wygrałam, bo nie spełniłam swoich lub kogoś oczekiwań, bo nie wyszło tak jak oczekiwałam. Smucę się też gdy tracę kogoś kto w oczekiwaniach miał mnie nie opuszczać.

Smutek i tęsknota to dwie różne sprawy, bo mogę tęsknić nie czując smutku,bo nie miałam nieadekwatnych oczekiwań, mogę tęsknić i się smucić gdy takie oczekiwania były, no i mogę czuć smutek nie tęskniąc.

Czy można tęsknić tylko za tym co się miało? Tak, choć czasem miało się to tylko w wyobraźni. Tęsknota to forma pragnienia czegoś, bardzo mocnego pragnienia opartego na doświadczanej wczesniej przyjemności, więc gdy samo wyobrażenie było mega przyjemne można za tym tęsknić, choć w zasadzie jest to smutek z powodu niezrealizowanych marzeń.

Czyli czym się różni smutek od rozczarowania? O rozczarowaniu mówi się gdy niespełnione zostały oczekiwania, rzeczywistość okazała się inna niż ktoś sobie założył. Jeśli oczekiwaliśmy czegoś ciekawego według naszej skali a okazało się poniżej progu ciekawości to czujemy nudę.
Jeśli oczekiwaliśmy, że cały czas utrzyma się entuzjazm, a zostanie zabity przez trudności, monotonię to mamy zniechęcenie, jeśli oczekiwaliśmy radości to mamy smutek.

Czyli: oczekiwanie na coś radosnego- rozczarowanie-smutek.

Emocje stają się do bólu logiczne.
Co daje smutek? Strach zwiększa czujność, gdy się nudzimy budzi się kreatywność i poszukiwanie zajęcia, zniechęcenie sprawia, że chcemy zrobić coś innego, zyskać nową perspektywę, a smutek?
Eh, można poużalać się nad sobą, ale nie o to chodzi....

Może z drugiej strony: W kontrolowanych warunkach lubimy się bać, bo to ekscytujące, pobudza, konkretne reakcje fizjologiczne, adrenalinka...
Kontrolowana i pożądana nuda to błogie lenistwo, relaks, odpoczynek.
Zniechęcenie... sygnał, żeby sobie darować, zająć się czymś innym, droga do błogiego lenistwa.
A smutek? Sporo ludzi lubi wzruszające filmy, historie, tylko po co? Rodzaj emocjonalnego oczyszczenia? Z tym, że wzruszają nas też bardzo szczęśliwe wydarzenia. Tu i tu ludziom zdarza się płakać...
Płacz jest sygnałem dla grupy, że dany osobnik potrzebuje pomocy, bo albo się zranił, albo jest mu bardzo smutno i chce pocieszenia, albo płacze z radości i potrzebuje się tym podzielić, być razem...
Smutek i radość obie mogą wywołać łzy... tak samo jak ból. Hmm...

Jeśli płacz jest sygnałem- potrzebuję wsparcia to fakt, że wstydzimy się tego nabiera sensu, bo mało kto chce uchodzić za niesamodzielnego. Może i sam by chciał, ale to opiekunowe nie chcą aby dziecko płakało, ma się jak najszybciej uspokoić, co by za długo nie musieć pocieszać, a najlepiej wcale nie płakać... I mamy konflikt dziecko-dorośli, dziecko stara się płaczem wymusić konkretną pomoc, rodzice chcą aby jak najmniej płakało i było samodzielne, zaczyna się zabawa w ukrywanie emocji, tłumienie ich, albo w drugą stronę: w celowe udawanie mocnych emocji i wymuszenia...

Dobra, ale nadal nie wiem po kiego nam ten smutek. Co rozsądnego można zrobić gdy się go poczuje? Skoro płacz ma zapewnić wsparcie, pomoc i pocieszenie, może smutek informuje, że jest to nam potrzebne? No i zajadanie smutków mam objaśnione, picie ze smutku też. Ale jaki rodzaj wsparcia byłby serio pozytywny i skuteczny? Skoro smutek to wynik nieadekwatnych oczekiwań radości...
Ale, ale! Gdy nie oczekuję niczego radosnego smutek też się pojawia i to nie tyle co w formie krótkotrwałej emocji, co smutnego nastroju, gdzie jak to się rozwinie to już nic nie cieszy, nic nie daje radości...

Ok, może droga obserwacji, szczególnie że smutek niejako wymusza brak aktywności i skłania do przemyśleń. Tym samym taki stan może ułatwić analizowanie sytuacji, szukanie przyczyn. Tu widzę pułapkę- obwinianie.

Hmm... I smutek i złość pojawiają się gdy nastąpi rozczarowanie, nie ma tego czego oczekiwaliśmy, a co miałobyć radosne i przyjemne. Smutek skłania do pasywności a złość wręcz przeciwnie, wymusza szybkie, często głupie akcje aby mieć to co się chce.

Mamy piaskownice. Ktoś bierze dwójce maluchów ich łopatki. Jedno w płacz drugie wpada w złość i rusza do ataku, aby odebrać sprzęt i się zemścić. Od czego zależy reakcja? Jeśli nikt nie pomoże płaczącemu, albo wręcz dostanie zjebkę że wyje duża szansa, że zmieni taktykę na unikanie lub atakowanie...

Smutek jest jakby sygnałem o bezsilnosci, prośbą o pomoc. Dobra, tylko jako dorosła raczej chcę być samodzielna i wiem, że ani postawa unikającej ofiary ani wieczna gotowość do ataku i wrogość z zasady nie są dobrym wyjściem... Tu potrzeba raczej sprytu, dyplomacji, kreatywności, a to jest raczej blokowane przez smutek skłaniający do wycofania i refleksji, szukania winy albo w sobie albo na zewnątrz.
Jaki to ma cel? Jest to sensowne tylko jeśli jest sygnałem dla otoczenia, że ta osoba potrzebuje pomocy lub aby przynajmniej dać jej spokój. Tylko raczej dość często ktoś z otoczenia zamiast pomocy wykorzysta słabość i dowali...

Próba zrozumienia smutku jak narazie nie udana, nie mam odpowiedniego plusa z niego... może uda się od drugiej strony?
Jak nie to od trzeciej. Chwilowo czuję zniechęcenie i po prostu odłożę na potem:)

POU, zniechęcenie, nadzieja, realizm,


Strach- ciekawość + ostrożność
Nuda -entuzjazm + spokój
Zniechęcenie - nadzieja + realizm
Smutek - radość + brak trwałości/empatia(?)...

Zniechęcenie... Boże spraw, aby chciało mi się tak bardzo jak mi się nie chce...

Skąd to się bierze? Ogromny związek z nudą...  Monotonia, za trudne, za łatwe...
Plus- nieadekwatne wyniki do oczekiwań, bo miało być tak pięknie.

Znów nieadekwatne do rzeczywistości oczekiwania... Odczucie zawiedzenia, rozczarowania. Konfrontacja wyobrażeń z faktami. I o to chodzi. To uczucie mówi: czas zweryfikować nieadekwatne założenia, przyjąć fakty, realnie spojrzeć na sytuację. Robi się beznadziejnie? Nie, bo po drugiej stronie czeka uzupełnienie realizmu, czyli nadzieja. Sama w sobie naiwna istota, insynuująca, że zawsze jest jakieś wyjście. I ma racje, bo przy odpowiednich środkach i możliwościach, odpowiednich nakładach i wysiłku, z odpowiednimi umiejętnościami i wsparciem, przy podejściu od dobrej strony tak jest. O tym co odpowiednie a co naiwne wiedzę ma realizm.

Piszę o nich jak o indywidualnych bytach. Czemu nie? Można by emocje potraktować jako obywateli królestwa umysłu... Potem gdy to rozpracuję będzie łatwiej przedstawić to do czego dojdę jako bajkę, opowieść o królestwie umysłu... No i czuję entuzjazm:)

Zniechęcenie jest ważnym sygnałem aby jeśli chcemy kontynuować coś zmienić lub zrobić przerwę. Po prostu przerwę, bo wyczerpały się pewne zasoby. Ta przerwa jest specyficzną zmianą, pozwala też spojrzeć na sprawę z nowych stron...

Ciekawe są te umiejętności po plusie, emocjami nie są, to raczej postawy, umiejętności, pewna wiedza...

Nazwałam tego plusa od zniechęcenia realizmem, chyba pasuje, bo to realna ocena sytuacji, nie taka zbyt pesymistyczna, ale po prostu realna.

Optymizm- realizm-pesymizm
Czemu tak często ludzi myślących realnie nazywa się pesymistami? Bo nie podoba się to naiwnym optymistom;) Myśl pozytywnie. Jasne, bo olewanie faktów pomaga... A potem rozczarowanie... roz czarowanie czyli odczarowanie, koniec iluzji...
Realizm sam w sobie jest cechą, która ma wspomagać i pilnować aby emocje/odczucia pozytywne nie mogły narobić głupot.
Realizm pilnuje nadziei, bo bez niego staje się naiwnością i prowadzi do totalnego zniechęcenia, gdy przyjdzie rozczarowanie.
Tak samo nie pilnowana ciekawość staje się głupim wścibstwem, narażaniem się. A entuzjazm ryzykanctwem, nieodpowiedzialnością, głupotą.

Najprościej, te pozytywne emocje i odczucia bez uzupełnienia plusem z drugiej strony po prostu prowadzą do głupoty... Pewnie przy kolejnych też tak będzie, choć serio jeszcze nie wiem do czego dojdę ze smutkiem.

POU, entuzjazm

Serio podoba mi się ten zarys systemu emocji: strach-ciekawość-nuda-entuzjazm...

Przydałaby się definicja różnicowa ciekawości, entuzjazmu i zainteresowania.

Ciekawość to potrzeba/chęć zdobycia informacji, poznania czegoś
Entuzjazm to chęć do robienia czegoś, zapał.
Zainteresowanie to odczucie pojawiające się gdy coś nas ciekawi i chcemy to zbadać, mamy chęć do badań, doświadczania czegoś, rozwijania się w danym kierunku.

Czyli zainteresowanie to jakby wynik zaciekawienia i entuzjazmu? Ciekawie to wyszło. Lubię się bawić słowami, jest to ciekawe i interesujące. Te dwa słowa bywają używane jako synonimy, choć różnica jest znaczna: coś może nas ciekawić, ale sposób przedstawiania tego może zabić wszelki entuzjazm i nie jest to już ciekawe...

Zabić entuzjazm... co go zabija? Co sprawia, że traci się chęć do zrobienia czegoś? Oczekiwanie nieprzyjemności. Na każdy możliwy sposób. Jeśli uznamy że nie będzie przyjemnie entuzjazm zgaśnie i będzie zniechęcenie...
Np. Czuję entuzjazm na myśl o wlezieniu na górę, bo myślę o fantastycznych widokach, satysfakcji. Nawet gdy pomyślę o trudach to go nie gasi, bo uważam, że warto, że to mała cena. Ale to indywidualna opinia. Gdy brak wiary w siebie lub realna wiedza o za małych umiejętnościach to raczej pojawia się oczekiwanie porażki, może pojawić się strach...
Strach może zabić entuzjazm, tak samo jak nuda...
Entuzjazm gaśnie gdy nie widać wyników, bo zasadniczo oparty jest na konkretnym punktowym celu do którego się dąży...
Czyli, gdyby entuzjazm bydziła sama czynność, bez koncentracji na efektach tego problemu by nie było. Np entuzjazm oparty nie na wizualizacji celu, ale raczej przyjemności z samej wędrówki, o możliwość znalezienia czegoś co wzbudzi ciekawość czy radość.

Za mało entuzjazmu daje zniechęcenie i nie musi być to złe, gdy po prostu plan jest nierealistyczny ale raczej opiera się to na nadmiernym pesymiźmie, koncentracji na trudnościach, problemach, nudzie...

Za dużo dosłownie zaślepia i sprawia, że nie widzi się realnych problemów, taki hura optymizm, za szybkie działanie, bez przemyślenia...

Czyli co było by optymalną reakcją na entuzjazm? W przypadku małych spraw po prostu działanie. W przypadku większych, raczej realistyczne przemyślenie, opracowanie elastycznego planu.

W przypadku dużych projektów dochodzi problem podtrzymania entuzjazmu.
Czyli, zapewne zadbanie o to aby było ciekawie, radośnie, przyjemnie, aby było zadowolenie z samego procesu realizacji.
Jak się tak to napisze to wydaje się takie proste, a to całe morze zagadnień z motywacji i planowania;)

Mi tu wypływa problem prokastynacji, ciągłego odwlekania. Jeśli czujemy entuzjazm to trudno to odwlec, trudno się powstrzymać. Może w tym tkwi sekret... Tylko skąd brać entuzjazm, który nie zgaśnie po kilku chwilach tak na zawołanie?

Skoro można się wjebać w samonapędzające się pętle strachu i nudy to może ten sam mechanizm można by zastosować dla entuzjazmu? Założenie, że coś jest straszne, budzi strach; założenie, że coś jest nudne, sprawia, że nas to nudzi... Czyli założenie, że dana czynność jest ekscytująca powinno budzić entuzjazm i sprawiać, że będzie się tego chciało więcej...

W sumie ruszając na kolejną rundkę z enocjami nie myślałam, że to się tak ładnie zacznie układać, jak puzzle. Ciekawi mnie końcowy obrazek. Choć raczej to niekończaca się układanka, jak budowla z lego. Nie ma jednej słusznej odpowiedzi, ukladu, końcowej tabelki, po prostu robię swoją, pod własne potrzeby poznania i odwirusowania umysłu...

Z entuzjazmem nie mają problemu dzieci, to dorośli widzą problem w nadmiarze entuzjazmu... a potem wymagają zainteresowania czymś co już ma łatki nudnego i strasznego... Chora logika...

Wcześniej założyłam, że dopełnieniem do entuzjazmu będzie spokój, będący pozytywem z nudy...

Hmmm...

Strach- ciekawość + ostrożność
Nuda -entuzjazm + spokój
Smutek - radość + brak trwałości...

Kolejnym przeciwieństwem entuzjazmu jest tu smutek, choć pasuje też zniechęcenie...

Zniechęcenie - nadzieja + realizm
Smutek - radość + brak trwałości...

Tak chyba lepiej.
Przerobiona nuda to po prostu spokój, relaks, czas na przerobienie/przemyślenie.
Taki czas na przemyślenie chroni przed głupotami robionymi przy nadmiarze entuzjazmu.
Przeciwieństwem entuzjazmu jest też zniechęcenie, pojawia się gdy się próbuje, ale nie wychodzi. Sugeruje, aby realnie ocenić sytuacje, bo czasem po prostu rozsądniej się wycofać... Nadzieja, każe się nie poddawać, ale nie chodzi o głupią, bezpodstawną nadzieję, ale taką uzupełnioną realizmem, czyli wiedzą o przyczynach problemu, braku zasobów, nadzieja każe podejść do tematu z innej strony. Nadzieja mówi, że jest szansa, tylko trzeba pokombinować zupełnie inaczej, może być iskierką nowego entuzjazmu do sprawdzenia innej drogi. Bez tego komponentu realizmu może sprawiać, że licząc na cud będzie się robić to samo licząc na inny rezultat. To bez sensu. Szansą jest realistyczna ocena i poszukanie innej drogi.



środa, 13 marca 2019

Władza a śmieszność

Te przemyślenia naszły mnie podczas przyglądaniu się zagadnieniu nudy, ale offtop byłby to większy niż moja ogromna tolerancja dygresji znosi, więc sobie to osobno opiszę. Tak, sobie- jakby ktoś pomyślał, że dla niego to piszę;)

Generalnie lubimy śmiać się z innych, ale raczej nie gdy się śmieją z nas. Mają śmiać się z naszych dowcipów, celowych wygłupów, czyli akcji gdy się demonstruje jakie to się ma super poczucie humoru  Dystans do siebie obecnie się liczy i jest plusem w grze o status społeczny więc dobrze pokazywać, że się go ma, że umie się śmiać z samego siebie. Z zasady jest to jednak gra mająca na celu transformacje wad na zalety, lub chociaż coś neutralnego.

Jednak ośmieszanie przeciwnika to standardowa zagrywka w walkach o władze. Czemu to działa?
Mimo zmian kulturowych wszystko działa jak u stad naczelnych. Przywódca ma budzić respekt, być groźny, móc ochronić poddanych, budzić szacunek. Ma wydawać się lepszy od reszty stada... Gdy stado zacznie się z niego śmiać nie będzie groźny, będzie śmieszny...

Dlatego też tak lubimy żarty o tym czego się lękamy. Wyśmiewa się to co uznaje się za niebezpieczne. Żarty o islamie, terrorystach, głupocie polityków...
Żarty przejaskrawiając pewne kwestie obrazują obawy, problemy.

Dlatego pewne grupy tak bardzo się obrażają gdy są wyśmiewane, bo podkreśla się ich wady czy to prawdziwe czy też wymyślone. Mam wrażenie, że im bardziej te wady i problemy są prawdziwe tym większa obraza. Gdy jest to wyssane z palca częściej dochodzi do merytorycznych sprostowań, doprowadzenia tych oskarżeń do absurdu - tak, serio zjadam małe dzieci na obiad, najlepsze są z majonezem... I sprawa cichnie... Jakby im większa obraza tym fajniej się nabijało dalej. Dokładnie tak jak w podstawówce...

Zakazy nabijania się z jakiś grup czy osób dają tylko tyle, że te obawy nie mają bezpiecznego ujścia i stach przechodzi w nienawiść. Satyra zawsze była formą walki z władzą i z nielubianymi zjawiskami, alternatywą dla przemocy. Walka z tym buforem bezpieczeństwa tylko zwiększa opór społeczeństwa, które po cichu i tak śmiać się będzie.

Jaka władza śmieszności może się nie bać? Jakim autorytetom to nie przeszkadza?

Takim, którzy serio są pewni siebie, mają zasłużoną pozycję, potrafią przyznać się do pomyłek i serio pośmiać się z własnej głupoty, której skala jest śmiesznie mała przy zasługach...

Rozbraja mnie postępowanie aktywistów różnych ruchów typu feministki czy homoseksualiści, radykalni chrześcijanie czy radykalni antyteiści, którzy sami odwalają kabaret, często wręcz żenujący. Trudno mi uwierzyć, aby nie byli tego świadomi( choć ponoć głupota ludzka nie zna granic). Próbuję zrozumieć cel takich działań i nie potrafię. Robią krecią robotę ludziom dla których niby to robią. Dla osób nieheteroseksualnych lepiej by było, gdyby kojarzyli się z normalnymi, spokojnymi parami szanującymi otoczenie, dla kobiet, aby feminizm kojarzył się z walką o równe prawa i szanse, a nie z obrażaniem się ma fakty, dążeniem do dyskryminacji facetów, poniżaniem kobiet, które serio chcą wychowywać dzieci. Dla dobra religii na pewno nie działa prezentowanie poglądów, które nawet w średniowieczu uznanoby za zabobon i fanatyzm, a dla dobra ateistów bezczelne nabijanie się z wierzących, nawet nie dbając o merytoryczność argumentów.
Jak tak myślę to widzę dwie opcje-serio myślą, że walczą w słusznej sprawie w dobry sposób, albo ktoś wykorzystuje ich naiwność aby rozpętać gównoburze i to raczej ktoś z drugiej strony barykady.

Same te bezsensowne wojenki są śmieszne. Obydwie strony. Gdy patrzy się na to troszkę z boku, pragnąc aby tą energię wykorzystali do współpracy, zajęcia się realnymi problemami z jakimi się dana grupa boryka i jakie stwarza widzi się dzieciaki w piaskownicy kłócące się kto komu bardziej upierdala zabawę, zamiast zbudować coś fajnego razem... Tylko, że walczy po kilku najbardziej fanatycznych, a spokojnie bawić się nie może reszta. Ta reszta powinna, po prostu ich olać, nie nagłaśniać kolejnych absurdalnych zachowań. Skupić się na tych, którzy próbują zbudować jakiś zamek...


Granica między satyrą a nawoływaniem do nienawiści jest prosta. To drugie podchodzi pod groźby karalne oraz zniesławienie. Od dawna mamy na to paragrafy.

Dla mnie obrażalskość na żarty jest ważnym wyznacznikiem, czy z tą osobą da się pogadać i w jakim jest stanie psychicznym.

To drugie jest mega ważne, nie wolno nabijać się z osób w ciężkiej depresji, z zaburzeniami lękowymi, zaburzoną samooceną itd. O tyle obrażanie konkretnych osób jest ryzykowne, bo można być poważnie odpowiedzialnym za czyjeś samobójstwo. Tego po prostu się nie robi, nie będąc pewnym, że ta osoba ma mega dystans do siebie, czyli w praktyce sama zacznie, a i wtedy z wyczuciem i odnoszeniem się do danej cechy, zachowania nie do osoby i nie w nowym towarzystwie, bo może jednak nasz przyjaciel ma prawo decydować czy ruszyć temat własnych morderczych bąków czy nie;)

Osoby publiczne, które dotknie taka choroba powinny zrezygnować ze stanowiska, więc tu ochronki nie ma tak długo aż nie ustąpią. Cena sławy, nie pasuje to ze sceny. Oczywiście nabijanie się bez przekraczania granicy prawa.

A żarty o grupach? Każda blondynka z którą da się pogadać na ludzkim poziomie sama zaśmiewa się z żartów o blondynkach i zna ich całkiem sporo. Każdy ksiądz, z którym większość ma dobry kontakt i po prostu czuć powołanie też nie obrażał się na nawet najbardziej niewybredne żarty o księżach i jeszcze dokładał kolejne... Nieprzewrażliwiony polak też lubi pożartować z narodowych wad i stereotypów...


POU, nuda i system oczekiwań

No to mam nudny temat... albo i bardzo ciekawy, bo mechanizm nudy jest jednak interesujący.
Ogólnie ludzie lubią odpoczywać, wielu nie ma nic przeciwko leżeniu na plaży i tobieniu nic, ale jednak nie lubimy nudy.
Czym różni się nuda od pasywnego relaksu? Potrzebami. Gdy potrzebujemy porobić nic, sami tego chcemy jest ok, ale gdy chcemy czegoś ciekawego, a tego nie ma pojawia się nuda, szukanie na siłę czegoś interesującego i jeszcze większe poczucie znudzenia, bo nic nie spełnia oczekiwań.

To oczekiwanie czegoś ciekawego rodzi nudę. Brak pomysłów czym się zająć i chęć robienia czegoś zajmującego.

Nuda pojawia się gdy brakuje nowych bodźców, lub też dany zestaw bodźców zaklasyfikowaliśmy jako nudny. Obiektywnie nic nudne nie jest. To tylko opinia, odczucie, emocja wywołana pragnieniem poczucia ciekawości i nie zaspokojenia tego pragnienia...

Hmmm...
A może każda, tzw negatywna emocja to w pewnym sensie wynik oczekiwań.
Strach- oczekiwanie bezpieczeństwa, choć ta emocja przynajmniej jest systemem ratującym życie.
Nuda- oczekiwanie , że ma być ciekawie.
Złość -oczekiwanie, że ma być po naszej myśli
Smutek-oczekiwanie, że to co uważamy za nasze ma pozostać nasze...

Oczekiwanie nudy wzmaga nudę, oczekiwanie strachu zwiększa strach...
Oczekiwanie smutku, sprawia, że jeszcze bardziej czuć przywiązanie i smutek jest większy... można czuć smutek w oczekiwaniu na potencjalną stratę.
Czy oczekiwanie złości zwiększa złość? I owszem. Świadmość, że jeśli się nie uda, coś nie wyjdzie będę się złościć tej złości nie zmniejsza, raczej budzi irytację już podczas robienia tego.

A jakby gdy nic ciekawego dookoła się nie działo nastawić się na fascynujące zgłębisnie siebie? Medytację? Rozkminki? Lub wykorzystanie czasu na relaks? Czy wówczas można się nudzić? Można poczuć nudę i potraktować to jako sygnał informujący o znużeniu, potrzebie zmiany, podjęciu działania...

Hmm... Każda negatywna emocja aby była czymś pozytywnym jest znakiem informacyjnym...
 Strach-tryb ostrożności
 Nuda - tryb poszukiwań zajęcia dopasowanego do okoliczności
Złość - tryb motywacji do działania, poprawy sytuacji, wprowadzenia zmian, opracowania strategii uniknięcia tego w przyszłości
Smutek- czas na pogodzenie się ze stratą, wycofanie się, opracowanie strategii aby uniknąć tego w przyszłości.

Wzruszenie jest specyficznym przerobionym smutkiem, to głębokie zrozumienie, podkreślenie ważności momentu. Wzrusza nas coś bardzo smutnego, ale i bardzo szczęśliwego...
To zasługuje na osobny wpis...

Ciekawe jest to że dokładnie to samo może być dla jednego fascynujące dla innego nudne. Nawet dla tej samej osoby czasem coś jest ciekawe, a czasem nudne.

Samo zaciekawienie i znudzenie to emocje/odczucia, ale bardzo powiązane z ocenami.
Coś co nas zaciekawiło oceniamy jako ciekawe, choć po zaspokojeniu ciekawości może stać się nudne.
Gdy coś nas nudzi oceniamy to jako nudne.
Ale oceny mają ekstra moc- gdy coś nieznanego ocenimy jako ciekawe, czujemy zaciekawienie, chęć poznania tego, a jeśli jako nudne po ptostu nie mamy ochoty tego poznawać, odrzucamy na starcie. Często ocenienie czegoś jako nudne opiera się na pojedyńczych doświadczeniach nawet nie koniecznie swoich,  na steteotypach, opiniach innych ludzi, bezpodstawnych założeniach...
A gdy coś ocenimy jako nudne to czujemy nudę, a gdy czujemy nudę nie możemy czyć ciekawości.
Można czuć zmęczenie i ciekawość, ale aby poczuć nudę ciekawość musi się ulotnić...nie da się poczuć ciekawości do czegoś co nas nudzi. Można tylko zaciekawić się czymś innym, a to utwierdza przekonanie, że coś uznane za nudne jest nudne i to tak bardzo, że np sznurówki są ciekawsze.

Ciekawością można się zarazić, znudzeniem też.

Kurcze, można by wręcz emocje zdefiniować jako zaraźliwe odczucia...
Kiepski pomysł, bo wówczas swędzenie byłoby emocją, bo jest zaraźliwym odczuciem...

Jak dobrze zdefiniować czym są emocje?
Gdzie jest granica między emocją, odczuciem, uczuciem, nastrojem, opinią/osądem? Może są tylko sztuczne i umowne?

Jedno wiem, emocje nudne nie są, trudne i owszem.

Właśnie kwestia trudności i łatwości w ocenie nudności: gdy coś jest za trudne pojawia się odczucie nudy, gdy za łatwe tak samo... Ciekawi nas to co jest nowe, rodzące pytania i względnie przystępne intelektualnie, atrakcyjne pod względem przekazu.

Co odbieram jako nudne?
-za trudne
-za łatwe
-zbyt monotonne, powtarzalne w banalny sposób
-skrajnie chaotyczne, bez jakichkolwiek wzorców
- przeciętne, nijakie ( nie piękne, nie brzydkie)
-niedynamiczne i równocześnie banalne, bo niedynamiczny złożony widok nudny nie jest
-to co zostało zaklasyfikowane jako nudne( jak ktoś założył, że wszystkie książki są nudne, to trudno go nimi zaciekawić, no nie?)
- nierodzące pytań
- rodzące same pytania, bez dostrzegania szans na odpowiedzi
-uznane za nieprzydatne, zbędne, nieistotne w obliczu założonych celów.
- coś do czego przywylkiśmy, coś co nam spowszedniało tak bardzo, że nie zwracamy na to uwagi.

Kurcze, to cała gama bardzo różnych rzeczy, sytuacji, zagadnień w których aby pozbyć się nudy potrzebne są zupełnie inne działania... Wspólna cecha? Trzeba inaczej podejść do tematu, dodać coś co sprawi, że całokształt będzie ciekawy albo olać temat i zająć się czymś innym.

Plusy nudy? Wzmaga kreatywność, system wyszukiwania czegoś ciekawego może pracować wydajnie, niestety jako, że zazwyczaj trafia na elementy klasyfikowane jako nudne nic to nie daje, mimo, że może to dać szansę na zainteresowanie się czymś co wcześniej przegrało wyścig o uwagę.

Wyścig o uwagę.
Gdy otoczenie przepełnione informacjami walczy o uwagę nastawnik ciekawości zmienia kalibrację do wręcz absurdalnych wymagań. Są niezbędne w otoczeniu zalewu informacji, ale jako oparte na starych programach mogą zapędzić w pułapkę.

Nastawnik ciekawości, czyli system filtrujący i ustalający hierarchię ważnosci mający wyłonić najważniejsze aspekty otoczenia. Ładna definicja wyszła:)

Jak to to działa? Powstało dawno dawno temu i ewolucyjnie ma służyć przetrwaniu, czyli pierwszeństwo mają zagrożenia.
Coś co jest przerażające musi być też ciekawe na tyle aby przykuć uwagę i gdy nie padnie decyzja o ewskuacji aby możliwie najlepiej to poznać. Każda informacja o zagrożeniu jest ważna. Dlatego ludzie na automacie skupiają się na informacjach o tragediach, nawet jak ich realnie to nie dotyczy. Paradoksalnie bardziej częste zagrożenia są nudniejsze niż wyjątkowe. Indywidualne nudniejsze niż masowe. Powolne nudniejsze od nagłych. I widać dlaczego w wiadomościach jest to co jest, choć dla wielu osób stało się to nudne, przez przesycenie i załapanie braku wpływu, braku realnego zagrożenia.

Tak, więc nawet informacja o zagrożeniu może stać się nuda i zaczniemy ją olewać. Znaczy to tyle, że kampanie informujące zbyt intensywnie i nachalnie o zagrożeniu mogą mieć odwrotny skutek... Szczególnie, gdy bezpośrednio nie odczuwa się skutków.

Tak samo samo zagrożenie gdy jest częste i nie jest wdrukowane w najbardziej pierwotne podzespoły może dostać etykietkę nudne-olać. Gdy codziennie idziesz obok ciężarówek to się przestajesz bać, że zginiesz jeśli nie zachowasz ostrożności, a nagłe pojawienie się miłego pajączka będzie przerażające.

Czyli groźne i straszne są wysokopunktowane przez nastawnik ciekawości. Cokolwiek będzie nietypowe i dziwne jest potencjalnie niebezpieczne, więc zwróci uwagę. Większe, głośniejsze, bardziej jaskrawe, szybsze... tym potencjalnie może być groźniejsze, więc kladyfikowane jest jako ważne.
Potem poszukiwanie zasobów, czyli żarełko i oznaki statusu. Żarcie sobie pominę. Ciekawsze będą chyba kwestie statusu, czyli dostrzeganie oznak pozycji innych ludzi i dążenie do tego aby też je posiadać.
Pewnie dlatego tylu ludzi żywi niepojętą dla mnie fascynację wszystkim co dotyczy ludzi sławnych, bogatych, mających władzę, gadżetów mających być oznaką pozycji, modą. Obserwacja i naśladowanie, bo z czasów gdy żyliśmy podobnie jak współczesne naczelne mamy to wdrukowane-wyższa pozycja = więcej potomstwa... Kit z tym, że świat się zmienił... Biologia biologią. To że mamy cywilizację tylko to nakręciło.

Nasze zainteresowanie tym co śmieszne też da się jakoś wyjaśnić warunkami życia na poziomie naczelnych. Na pewno śmieszne nie jest groźne, czyli śmieszność świadczy o braku zagrożenia. Ludzie tak jak i inne ssaki mają potrzebę zabawy. Zwierzaki stadne do tego potrzebują czynników integrujących, rozładowujących napięcia w grupie i to z czego można się ponabijać ma tu kluczowe znaczenie.

Ten kto podzielił się czymś zabawnym zyskuje status społeczny, jest lubiany, czyli stado go nie odrzuci. Dlatego szukamy śmiesznych filmików i tyle frajdy sprawia dzielenie się nimi. Mam wrażenie, że fakt, że kogoś zainteresowało to co nas, ten sam śmieszny mem jest ważniejsze niż to że sami się pośmialiśmy, choć pewnie że lubimy też solo.

Czyli coś niestraszne i nieśmieszne jest nudne? No nie, jeszcze może być związane ze statusem społecznym lub naszą prywatną hierarchią wartości, kształtowaną w dużej mierze przez to co świadczy o statusie społecznym. Mówiąc o statusie myślę nie tyle co o całości, co o tym co się liczy w kręgach danej osoby. Moim zdaniem konflikt między czynnikami statusowymi kręgu a indywidualną hierarchią prowadzi do nudzenia się w danej grupie ludzi, dany krąg aby się integrował potrzebuje takiej akceptacji czynników statusowych że wpisane są w hierearchię wartości i tym samym zainteresowań. Brak tego-jesteś nudny dla towarzystwa lub/i ono dla ciebie.
To taka wyjątkowa sytuacja gdy często rozsądniej zmienić otoczenie, chyba, że znajdzie się wspólne zainteresowania:)

Unikając nudy szukamy pasji, hobby, zainteresowania... Co sprawia, że są one tak różnorodne? Co sprawia, że wiele osób nie ma takiej prawdziwej pasji? Kolejny temat na kiedyś...



poniedziałek, 11 marca 2019

POU, ciekawość i co ja uznaję za emocje

Dla mnie ciekawość, zaciekawienie to jedna z podstawowych emocji. W sumie trudno mi pojąć, że tak rzadko jest w ten sposb traktowana.
Ogólnie ja emocje widzę trochę inaczej, jako całościowy układ oparty na przeciwieństwach, dotyczą reakcji ma sytuacje:
Strach - ciekawość  + ostrożność
Nuda - entuzjazm + spokój
Smutek- radość + akceptacja
Złość/niezadowolenie - satysfakcja/zadowolenie + chęć doskonalenia
Odraza - zachwyt + ostrożność

?Wstyd/zawstydzanie - zadowolenie + szacunek + chęć doskonalenia
?Poczucie winy/obwinianie - odpowiedzialność + chęć doskonalenia
?Odrzucenie - indywidualność/ samodzielność

Statusowo relacyjne:
Nienawiść- tolerancja- akceptacja- lubienie-podziw/zachwyt/miłość

Ciekawe w co ten układ z czasem się rozwinie?

Dla mnie to ciekawość jest największym napędem do działania, niesie sama w sobie radość, nawet gdy nie zostanie zaspokojona, gdy odpowiedź rodzi setki nowych pytań. Gdy jej nie ma pojawia się nuda, poczucie bezsensowności i aktywacja negatywnych programów, które potrafią sprawić, że praktycznie nic nie jest ciekawe i robi się błędne koło, które można tylko przerwać zaciekawieniem, choćby minimalnym...

Z ciekawością jest kilka problemów, przede wszystkim po prostu musi być równoważona przez ostrożność.
Może przerodzić się w wścibstwo, jeśli zabraknie szacunku do prywatności.
No i bardzo łatwo ją zabić, bo najciekawszy temat można nudno przedstawić, w sposób nieadekwatny do potrzeb, wiedzy, umiejętności, zainteresowań. Można zniechęcając do jednego elementu zniechęcić i zabić ciekawość do całych działów.
Sam stopień trudności może zniechęcić, gdy przedstawia się od razu złożoność zagadnienia, problematykę, za mocno akcentuje minusy itd.
Można i w drugą stronę, uprościć i ztrywializować tak bardzo, że wydaje się, że temat jest nieciekawy.

Ciekawość aby jej nie zabić, albo nie ograniczyć do poziomu plotek i śmiesznych kotów potrzebuje też akceptacji błędów, niewiedzy, konieczności ciągłego modyfikowania modeli. Często też akceptacji faktu, że coś na danym etapie jest nieciekawe i tyle. Akceptacji, że to co ciekawe dla jednego może być skrajnie nudne dla kogoś innego. Czasem da się kogoś zarazić pasją, czasem po prostu nie i nie ma co robić sobie lub komuś wyrzutów.

Serio, ciekawie jest dlatego, że się różnimy, że ciekawią nas inne rzeczy.
Fakt, faktem ta różnorodność potrafu być przytłaczająca, do tego otoczenie może totalnie nie podzielać ani nie rozumieć naszych zainteresowań... ale jest internet. Trzeba serio się nastarać aby pasjonować się czymś co nie wchodzi w zakres zainteresowań innych. Te zakresy mogą być różne, ale jednak się nakładają.

Jednym z większtch problemów jest wyśmiewanie tego co kogoś interesuje, z zasady totalnie się na tym nie znając, opierając się na stereotypach, domysłach i nadinterpretacjach... Zakładanie, że coś jest nudne, nawet nie zbliżając się do tego, nie robiąc kilku podejść z różnych stron, gdy temat jest obszerny... Tak, bo tak. Bez kluczowych dla ciekawości pytań o to dlaczego i jak...

Problemem jest też strach przed zadawaniem pytań, durne założenie, że mądrzy nie muszą pytać. To absurd. Serio, nie ma głupich pytań. Bywają pytania o podstawy, to fakt, ale głupie nie są... Mogą być typowe, nudne, nieprecyzyjne, ale nie głupie...

Kolejny problem to założenie, że coś jest banalne i oczywiste, bo to jest równoznaczne do uznania, że nude, że nie ma sensu się tym zajmować. Ale jeśli interesuje to sens jest i to sens sam w sobie, sens nie wymagający celu. Często po prostu na autimacie coś trafia pod kategorie banalne i oczywiste, podczas gdy wcale takie nie jest. To, że bardzo szybko znajdę wiele definicji istnienia, że niby każdy wie co znaczy to słowo, nie oznacza jednak, że temat czym jest istnienie? Co istnieje? Co to znaczy istnieć? jest nudny, banalny i oczywisty...

Poznać i odwirusować umysł( POU- tak, ten stworek) Strach

Nie wiem który raz to robię, ale co tam, nadal nie ogarniam, nadal więcej pytań niż odpowiedzi, więc kolejny raz przemagluję emocje.

Serio uważam, że kategoryzowanie wszystkuego jako dobre lub złe jest problematyczne. Oczywiście nie jest złe, bo to dopiero byłaby hipokryzja: uznać, że kategoryzowanie na dobre i złe jest złe:)
Jest problematyczne, ale szybkie i wygodne. Nadaje się do szybkich ocen cech, przydatności, ale w szerszej perspektywie rodzi problemy, bo sobie w pewnym sensie zrównaliśmy złe,wadliwe, nieprzydatne, nieużyteczne, niebezpieczne, szkodliwe, niekorzystne, nieprzyjemne podczas gdy raczej każdy widzi, że coś może być przydatne i niebezpieczne, przyjemne i niekorzystne itd

Same emocje bywają określane jako coś złego, coś co mamy tłumić, nad czym trzeba panować, jeśli okazywać to tylko te dobre/pozytywne... Gówno prawda. To narzędzie, jeden z podzespołów umysłu, dość stary ewolucyjnie, czyli ultraszybki i automatycznie wysyłający informacje do ciała.

Na początek strach. Lęku na razie nie ruszam, albo i owszem...Uznaję, że strach to emocja wywołana okolicznościami zewnętrznymi, a lęk rodzi się w umyśle, dotyczy wyobrażeń i utrzymuje się znacznie dłużej. Niby to logiczne, no nie? Widzisz pająka. Serio boisz się tego małego niegroźnego zwierzaka, czy raczej swojego wyobrażenia o pająkach. Tu w grę wchodzi jeszcze odraza, którą odczuwają ludzie, którzy doszli do racjonalnego wniosku, że nasze pająki są niegroźne. Strach przed pająkami, wężami, szeleszczącą trawą mamy praktycznie wrodzony, było to niezbędne do przetrwania.
Może nazwać sobie obawę strachem gdy jest racjonalny i serio trzeba zachować ostrożność a lękiem gdy jest totalnie irracjonalny? Tak czy inaczej chodzi o ostrożność, a ta może być zdrowa lub chora, przesadna, nieadekwatna do ryzyka.
I tak z prehistorycznego systemu automatycznego wykrywania i reagiwania na zagrożenia przechodzimy do konkretnej dziedziny nauki jaką jest zarządzanie ryzykiem. Tu potrzebna jest wiedza, fakty, statystyka, doświadczenia... Im więcej prawdziwych i dobrze interpretowanych danych tym można bardziej racjonalnie ocenić ryzyko. Jak jednak gdy danych brak. Po prostu ostrożnie. Korzystając z darów strachu: zwiększonej czujnoci, gotowości do działania. Ma to też wadę, bo zwiększa się moc systemu wykrywania wzorców, a tu łatwo o nadinterpretacje...

Tak czy inaczej, strach lub lęk są znakiem informacyjnym że na poziomie podświadomym wykryto potencjalne zagrożenie i system świadomy ma to zweryfikować.

Albo mieć już na podświadomym filtry adekwatne do rzeczywistości, wówczas do świadomości dociera już tylko to czego nie wykryją. Dogrywanie do podświadomości zachodzi na automacie, non stop i jest to w dużym stopniu plastyczne, choć często trzeba cofnąć się do pierwotnych informacji i nałożyć na nie bardziej adekwatne i przydatne interpretacje.

Jakiś sensowny algorytm by się przydał...
Ok, czuję strach lub lęk.
1. Dlaczego? Co go wywołało?
2. Czy serio istnieje zagrożenie?

Ok, wiem, że zagrożenie jest nieprawdziwe, lęk jest totalnie irracjonalny i co dalej?

Powiedzmy, że boję się iść do sklepu, bo tam są ludzie. Niby wiem, że nic mi nie grozi, ale nadal jest ten irracjonalny paraliż.
Jednak jakieś choćby chore wizje i dane muszą to wywoływać. Boimy się nie tylko tego co niebezpieczne, ale i tego co nieprzyjemne. Wystarczy, że bardzo źle się czuję gdy ktoś przekracza moją fizyczną strefę komfotru. Gdy nie lubię tłumów, hałasu, nowych miejsc, irytujących zmian.
Czy muszę z tym walczyć? Może po prostu tak pokombinować, aby ludzi było mniej, aby krócej to trwało? Iść z kimś aby było raźniej? Pozornie irracjonalny lęk okazuje się mieć podstawy w mojej osobowości i serio wymaga ostrożności i dokładnego planowania. Jaki sens ma wciskanie sobie, że nie ma się czego bać gdy przyczyna problemu jest dużo głębiej? Może też chodzić o skrajne branie wszystkiego do siebie, o skrajnie krzywdzące siebie interpretowanie zachowań innych?
Ktoś mnie popchnie i pojawia się automatyczna i bolesna myśl, że nikt nie zwraca na mnie uwagi, że wszystkim przeszkadzam. Jeśli zawsze dzieje się to w sklepie to jest to całkiem racjonalną przyczyną uczucia strachu i należy skupić się na przyczynie.

Strach może wynikać z poczucia braku umiejętności. Zmuszanie kogoś aby przełamywał strach gdy nie jest gotowy prędzej zapewni potwierdzenie, ze tego warto unikać. Spokojne nakłonienie ma sens tylko gdy serio wiadomo, że umiejętności nie brakuje i że nie zawiodą w warunkach stresowych. Nigdy tego nie wiadomo, dlatego nie ma co wciskać, że opcja porażki nie istnieje. Mam głęboko gdzieś pozytywne myślenie, lepsze jest racjonalne myślenie. Jasne, że super gdy można iść na żywioł zakładając, że będzie dobrze, ale serio opracowanie planów awaryjnych bardzo w tym pomaga, lub chociaż świadomość, że umie się je wlna szybko opracować i zrealizować.

To stąd się bierze pozytywne myślenie. Z realnej pewności siebie potwierdzonej dośeiadczeniem i za nic nie powinno się sugerować, że każdy musi mieć takie samo podejście, gdy ma inne umiejętności, cechy, doświadczenia i przekonania.

Ze strachem najgorszy jest strach przed strachem. Totalne błędne koło i samospełniająca się przepowiednia...

Wirusowe przekonania, że strach jest szkodliwy, że trzeba z nim walczyć tylko szkodzą. Strach jest sygnałem do podwyższonej gotowości. Bez niego odwaga byłaby brawurą. Prawdziwa odwaga wymaga ostrożności i rozwagi. To dzięki uczuciu strachu rodzi się ostrożność. Strach dosłownie jest znakiem ostrzegawczym-zachowaj ostrożność. Czy ktoś normalny twierdzi, że znaki ostrzegawcze są złe i trzeba z nimi walczyć?

Inną sprawą jest stan paraliżu lub paniki, nieadekwatne reakcje na uczucie strachu. To jakby ktoś kto widzi znak ostrzegawczy zjeżdżał na pobocze lub wykonywał bezsensowne manewry, podczas gdy ma zachować ostrożność i działać adekwatnie...

Tylko jak się tego nauczyć? Chyba tylko przez obserwacje siebie i trening, konkretną wiedzę co i kiedy robić.

Ciekawe jest to, że gdy się obserwuje strach i to co robi z organizmem stosunkowo szybko mija, byle z tym nie walczyć. Sama obserwacja. Łatwo powiedzieć. Na początek warto tak robić tylko z małym, wręcz kontrolowanym i celowo wywoływanym strachem( kochane horrory czy inne oswajacze). Szukać które to mięśnie są napięte, gdzie dokładnie czuć ten strach, próbować określić dziwaczne cechy typu przypisać kształt, rozmiar, kolor... Z zasady słabnie i wręcz znika, jakby nie chciał być obserwowany, albo wręcz przeciwnie- super, zauważyłaś to swoje zrobiłem;)

Według mnie warto przeciwstawiać się nieadekwatnym reakcją na strach, takim jak panikowanie czy paraliż, ale sam strach oswajać tak, aby stawał się zdrową ostrożnością. Szukać przyczyn doznawanego strachu i działać adekwatnie do nich, bez usunięcia przyczyn usuwanie znaku jest głupotą. Gdy się usunąć nie da, znak ostrzegawczy włączający automatycznie systemy ułatwiające uniknięcie kolizji z przyczyną jest mega przyjacielem...

Poznawanie tego co wywołuje strach jest praktycznie niezbędne aby sobie z tym poradzić. To dlatego tak mi zależy wiedzy o świecie i umyśle, bo po prostu potrafią mnie przerażać... Chcę wiedzieć jak powstają myśli które generują strach przed samą sobą i życiem, aby je skorygować.

Tak, strach przed samą sobą... czyli przed moją mroczną stroną. Ten strach jest przydatny, bo wymusza ostrożność i dystans. Wiem, że czas najwyższy uczciwie zmierzyć się z cieniami, wirusami i innymi odrzuconym elementami umysłu, one potrzebują integracji, ale musi to przebiegać ostrożnie i w dużej mierze po przepracowaniu i wyeksponowaniu owego plusa z minusa. Nie chcę przecież integracji jaką sobie francuzi z uchodźcami zafundowali;)

Co jest przeciwieństwem strachu? Odwaga czy ciekawość? Obie bez ostrożności stają się głupotą. A może przeciwieństwem strachu jest Miłość? Siła jednocząca, przyciągająca i rozwijająca...

Co się stanie gdy miłość połączy się ze strachem? Może troska, nie jako zmartwienie ale jako dbałość, pielęgnacja, wspieranie.

Ogólnie może chodzi o to aby Miłość zjednoczyć z wszystkim, co pozornie jest jeh zaprzeczeniem, aby uzyskać nowe wartości, wejść na kolejny poziom nieskończonej bezpoziomowej gry;)

Czy strach to tylko emocja?

Mamy uczucie strachu o kogoś i strachu przed kimś.

Ze strachu wywodzi się potrzeba bezpieczeństwa.... Bez pieki, bez opieki... a obecnie: zapewniając wszelką możliwą opiekę, zabezpieczenia. To co obecnie nazywa się dbaniem o bezpieczeństwo to nie likwidowanie zagrożeń, aby serio było bezpiecznie, ale odgradzanie się od nich. Odgradzanie się, izolowanie wynika ze strachu...

Określanie swojej strefy komfortu, to co za nią jest groźne, ale ciekawe... Aby wyjść i ją powiększyć trzeba i ciekawości i odwagi... a one bez ostrożności są głupotą. Pełna współpraca w procesie wzrostu, rozwoju.

No tak, aby się dobrze o coś/kogoś troszczyć sama Miłość to za mało, musi się połączyć z ostrożnością, odrobiną lęku i uwzględniania opcji, że coś może iść nie tak jak powinno. Ta obawa nie ma paraliżować, ma prowadzić do podjęcia działań wynikających z ostrożności...

Aby dbać o Miłość może też potrzeba się trochę bać zarówno o nią jak i jej? Dbać aby nie znikła, ale też aby nie przyjęła wykoślawionych form, nie zraniła swoją mocą. Strach rodzi ostożność...

Strach przed nieznanym. Skoro nieznane to ciekawe, ale warto być ostrożnym...

Tak, piszę w kółko to samo, ale to ma się utrwalić na poziomie podświadomym, liczę też, że może coś nowego wypłynie na powierzchnie...

Strach mówi aby unikać, ostrożność aby badać, ale z rozsądkiem, unikając nie całości a konkretnych niebezpieczeństw.

Co tak serio jest dla mnie niebezpieczne? Poważne zranienie fizyczne. Prowadzi do śmierci. Hmm, czy ja się boję śmierci? Nie, raczej jej chcę, więc w takim układzie tak na serio nic nie jest niebezpieczne.
Ale jednak mam swój cel i aby go ogarniać potrzebuję żyć i to tak, aby móc swobodnie się rozwijać.
Dobra, czyli tak naprawdę chodzi o szeroko pojętą samorealizację, ale spróbuję wyjść od typowo biologicznych uwarunkować, czyli niebezpieczne jest to co może uniemożliwić przetrwanie i przekazanie genów.
Czyli właśnie poważne zranienie. Stąd strach przed wysokością, słodkimi zwierzaczkami, które w innych rejonach potafią zabijać. Tu też obrzydzenie, moim zdaniem spokrewnione ze strachem -to i to ma chronić przed niebezpieczeństwem.
Dawniej, gdy ludzie żyli w małych grupach to odrzucenie przez grupę też mogło zabić, dlatego tak bardzo się tego boimy, z tego wynika konformizm, słuchanie autorytetów, strach przed złamaniem zasad, byciem innym, odmiennym.
Równocześnie strach przed byciem ignorowanym, bo to też forma odrzucenia.
Strach przed byciem nieatrakcyjnym, bo chodzi o gody, o seks, nawet gdy osoba która czuje takie obawy jeszcze bardziej boi się, że będzie miała dziecko... Co kto uważa za atrakcyjne to sprawa strefy kulturowej i indywidualnych poglądów. Raczej mierzy się własną miarką, czyli chcę mieć te cechy, które uważam za atrakcyjne-logiczne, aż do bólu, ale nie uwzględnia gustów innych...

Czyli generalnie strach przed zranieniem fizycznym oraz emocjonalnym. Tylko czy tak naprawdę to ktoś nas rani emocjonalnie, czy my sami swoją reakcją na to? W przypadku ranienia słownego osoby dojrzałej to serio jej decyzja, ma opcję olania tego. Ale ile jest osób dojrzałych, dorosłość nie ma z tym nic wspólnego...
Tego co serio rani emocjonalnie nawet się nie boimy, po prostu nam tego brakuje... nie ma strachu jest smutek. Strach jest gdy to mamy i wiemy, że możemy stracić... Prowadzi to do skrajnego paradoksu. Do strachu przed tym czego potrzebujemy. Przed bliskością, szczerością, itd.

Bać się tego czego się pragnie-serio, mega paradoks. Ostrożność ma tu sens, pozwala na zachowanie dystansu, zauważanie minusów. Może to rodzi strach? Świadomość minusów, ryzyka. Ale i tak ciągnie do tego czegoś, nawet gdy nie ma to nic z przetrwaniem, a wręcz przeciwnie. Gdy chce się zrobić coś tylko dla siebie, wbrew wszystkiemu.
Strach jest w sumie racjonalny w takim układzie, ważniejsze jest skąd te pragnienia robienia czegoś wbrew logice prawa przetrwania, życia w grupie, kulturze itd.

Skąd to się bierze? Serio logiczniejsze są obawy tych osób oraz otoczenia, które ze strachu ich odrzuca. Inny czyli niebezpieczny. Strach przed odmienością.

A równocześnie strach przed byciem w szarej masie. Wyróżnić się, ale tylko w dopuszczonych społecznie ramach. Albo w grupie, bo raźniej... byle nie samemu.

Dlaczego boimy się samotności? Chodzi o odrzucenie przez grupe czy o strach przed tym co można w sobie znaleźć? O swojego cienia? To co zaklasyfikowaliśmy jako złe...
Samotność, osamotnienie a bycie samemu ze sobą. Przydałaby się definicja różnicowa...

Dobra, starczy o strachu.

Miłość+strach= troskliwość
Strach + ciekawość= ostrożność/ zdrowa odwaga, czyli rozwaga
Strach to jak każda emocja taki znak informacyjny, nie jest ani zły ani dobry, jest przydatny gdy się umie z niego korzystać, gdy przynosi ostrożność i uważność.