niedziela, 3 marca 2019

Plusy depresji

A co ! Dla jaj poszukam plusów w tym paskudnym stanie. Ciekawe czy coś znajdę?
Hmm... Zaczynam dostrzegać cienie każdej wartości...
Miłość jawi się jako destrukcyjna, zniewalająca siła. A miłość bez suwerenności nie jest Miłością. Miłość bez jedności też nią nie jest...
Wiara jako coś skrajnie głupiego. Wątpię we wszystko. Także w to że wątpię i w to że serio w nic nie wierzę. Wątpię też w każde moje stwierdzenie. Prowadzi do do skrajnych paradoksów. Niekończącej się spirali znajdywania plusów w minusach i minusów w plusach.
O wiedzy to już całkowicie nie ma mowy. Nawet nie wiem czy coś wiem lub że nic nie wiem. Nawet nie wiem co to znaczy wiedzieć...
Nadzieja to tylko ładnie nazwane oczekiwania, to otwarcie drogi do rozczarowania, do ucieczki od tu i teraz.
Piękno... Śmierć, destrukcja jawią się jako piękno. Dostrzegam piękno makabrycznych wizji, piękno skrajnej brzydoty. Piękno to nie tylko porządek, spokój i harmonia. Chaos, niepokój, dysharmonia też mają swój urok.
Dobro i zło widzę jako totalnie względne. Najwięcej zależy od skali i wiedzy, no i oczywiście od punktu widzenia.

Może aby zrozumieć pragnienie życia, wieczności, istnienia trzeba poznać pragnienie śmierci, nicości.
Wszystko ma swój cień, który wydaje się totalnie zły i zbędny, ale bez zrozumienia go i oswojenia dany element jest niepełny i wręcz chory. Tak jak odwaga i strach. Odwaga bez swojego dopełnienia jest brawurą, dobrze poznany i zrozumiany strach po dołączeniu do odwagi jest zdrową ostrożnością, czujnością...

Okazja do kolejnej rundki przepracowania cienia. Wejścia w świat absurdów.

W sumie, ten kto nie chorował raczej nie ceni, ani wręcz nie zna zdrowia.

Tylko jestem tym po prostu zmęczona, coraz bardziej zagubiona. Poczucie beznadziei, braku sensu, absurdalności wszystkiego nasila pragnienie śmierci, wylogowania się.

Żyję tylko dlatego, że wiem, że mogę się wylogować... No i mam takie małe istotki, które insynuują, że mnie kochają.
Kocham je, kocham wielokrotnie bardziej niż swoje życie. Skoro im na tym życiu zależy to niech mają. Tylko po co? Nie radzę sobie z bieżącymi sprawami, choć ma to pewien plus, wymusza samodzielność. Uczą się jak sprawić aby coś się chciało, bo trudno odmawiać zabawy klockami, gdy dostajesz podstawę wieży do łóżka i ktoś podaje klocki... Większym wysiłkiem byłoby wykazanie, że jest to za trudne niż robienie tego.

Kolejny plus: mnóstwo czasu na myślenie, na obserwacji myśli. Już nie walczę  nie uciekam od myśli samobójczych. Taka walka po prostu wykańcza. Są to są, co mi szkodzi opracować kolejny plan? Paradoksalnie dzięki temu to słabnie. Po prostu wiem, że mogę, nie oceniam tego jako coś złego. Raczej dodaję elementy jak z horroru. Wchodzę w świat makabry, bawię się nim... Względnie pomaga. Takie zabijanie się w myślach. Czy nie jest to droga do realizacji? Nie wiem. Walka z tym przybliża mnie jeszcze bardziej. To jak walka lub unikanie emocji. Prędzej czy później pierdalnie...

Mimo wszystko nagorszy jest skrajny brak motywacji, choć chwilowo nie jest źle, bo chce mi się pisać.

Spowolnienie myśli trochę irytuje, ale ma swoje plusy, bo może i system analizy myśli też się ślimaczy, ale nie obserwacyjny. Można zauważyć pewne schematy i ich nie oceniać, nie blokować, nie walczyć. Potem dopiero ślimacza analiza. Totalnie inne doświadczenie niż w fazie przyspieszenia, na spowolnieniu zostają góra trzy równoległe paplniny, z zasady tylko jeden poziom wizualizacji i to sprzężony z jednym słownym. Ot taka odrobina spokoju i porządku w tej otchłani chaosu.

W sumie nastrojowe górki i doliny to takie otchłanie chaosu i chaotyczne szczyty, gdzieś pomiędzy jest pewnie równowaga, fakt faktem zawierająca nadal ciemność i blask, chaos i porządek, ale po prostu w równowadze, bez ekstrimów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz