poniedziałek, 4 marca 2019

Rozkmnianko-Miłość

Do czego na razie doszłam? Oczywiście żadne to pewniki, to tylko hipoteza robocza, zbiór konceptów...
Co to właściwie znaczy Miłość?
Na początek, jak to umysły ludzkie mają w zwyczaju, można to rozbić na kawałki, na poziomy, aspekty.
Na najbardziej fizycznym poziomie będzie to pożądanie oraz fizyczne przywiązanie, potrzeba bliskości. Czyli miłość jest totalnie zniewalająca. Trudność w separacji, akceptacji wolności drugiej strony. Tryb: kocham cię, więc masz być obok, jesteś moją własnością. W ciut większej dojrzałości : jesteśmy nawzajem swoimi własnościami.  Czyli jakby cieniem jest zniewolenie. Dobry aspekt zniewolenia, to wzajemne zniewolenie, bycie jednością, traktowanie drugiej osoby jak siebie, ale nic dobrego z tego nie wyjdzie bez miłości do siebie...
Miłość do siebie to w sumie akceptacja i szacunek. Ale podkręcone do oporu da durny egoizm ( moje dobro kosztem innych), traktowanie innych jako gorszych, pełne zadowolenie z tego co jest, czyli olanie doskonalenia się, bo można założyć, że jest się doskonałym. Takie założenie sprawia, że inni są gorsi, niedoskonali. To prowadzi do uwidzenia sobie potrzeby zbawienia świata, walki z tym czego nie akceptujemy, z tym co uznajemy za niedoskonałe. Paradoksalnie jest to już troska o innych, założenie, że inni nas potrzebują. To się nie uda bez akceptacji siebie...
Robi się ciekawie.
Pojawia się miłość jako troska, potrzeba dbania o innych. Tu może dojść do samopoświęcenia, olania swoich potrzeb. Ale jeśli serio się kocha siebie to to ryzyko jest oddalone...
To się nawzajem ciekawie układa...
Problem w trosce może być taki, że mierzymy innych swoją miara, można wyjść z założenia, że potrzeby innych są tożsame z naszymi, czyli pojawia się ograniczanie innych, narzucanie swojej woli w imię kiepsko pojmowanego dobra drugiej strony. Tu bym umieściła nadopiekuńcze i zbyt wymagające mamusie( innych opiekunów też to dotyczy, ale stereotypowo to jednak matki-a co, zabroni ktoś upraszczać świat do stereotypów? Dobra mam następny temat...)
Takie zachowanie to projektowanie na dziecko czy partnera swoich potrzeb, z zasady niezaspokojonych...
Ale w końcu raczej dotrze, że podstawową potrzebą jest chyba być szczęśliwym, czyli realizować swoje potrzeby, a każdy ma nieco inne, inne natężenie...
Tu pojawia się miłość jako zrozumienie. Zrozumienie odrębności, przy jednoczesnej zależności, stanowieniu jedności.
Kluczowe słowa to suwerenność i wsparcie.
Miłość sprawia, że wspieramy drugą osobę w jej marzeniach, oznacza to także danie jej prawa do popełniania błędów i gotowości pomocy, gdy ta osoba nieźle oberwie. Oczywiście nie sprawia to, że nie można uczciwie ostrzegać, ale powinno opierać się to na dzieleniu się wiedzą i doświadczeniem, przy pamiętaniu, że może to nie być adekwatne, bo mogą dochodzić zupełnie inne czynniki.
Tu nie ma miejsca na obrażanie się, gdy ktoś nie posłucha i stanie się coś złego... no cóż, jeśli chcesz wspierać to wspierasz. Czasem trzeba po prostu nie ingerować, ale obserwować z daleka...
To takie wspieranie w dojrzałości i samodzielności, bo czy ktoś chce swojego klona czy partnera.
No to mamy miłość jako partnerstwo...
Wzajemny szacunek, akceptacja, wsparcie...
Nikt nie mówi, że będzie łatwo, to w praktyce walka z swoimi założeniami i projektowaniem ich na świat...

Gdzieś na końcu będzie Miłość bezinteresowna, kochanie dla samego kochania. Pytanie czy to jest możliwe? Miłość bez oczekiwań, ale czy bez pragnień? Może Miłość jest pragnieniem Dobra, takiego ogólnego. Tylko czym jest Dobro? Jako idea, nie jako ocena...

Ok, tak czy inaczej temat jest niewyczerpywalny... Może właśnie o to chodzi? Może Miłość, będąca doskonałą ciągle się doskonali, tak samo jak nieskończoność też nie ma końca i jest dążeniem do nieskończoności, a nie punktem. Nieskończoność to nie statyczny punkt, to nieskończony bieg, zawierający zawierające się w niej teoretycznie skończone punkty, ale tylko teoretycznie. Prosta matematyka. Mamy teoretycznie skończony element nieskończoności, choćby takie 1, ale czy serio? Czym jest 0,9999(9) i 1,000( nieskończona liczba zer) i na nieistniejącym końcu 1 ?;) Czy punkt istnieje? Czy też można go przybliżać w nieskończoność? Punkt jest z założenia nieskończenie mały... Herezja- 0 i nieskończoność wcale się od siebie nie różnią, bo z zera da się wyprowadzić na drodze rozbicia na przeciwieństwa nieskończenie wiele nieskończoności. Może i brzmi głupo,ale jak się trochę pomyśli....
Dobra, wracamy do Miłości. Taka doskonała Miłość powinna zawierać wszelkie pozornie skończone, niedoskonałe formy Miłości. A co z przeciwieństwami? Też są jej formą, przejawem, chyba, że jest to nieskończoność ograniczona do jednego kierunku. Wówczas ma początek i nie ma końca. A Może jej ujemna część jednak ma znaczenie i to fundamentalne? Może bez oswojenia tego co nazywamy negatywem i zintegrowania z kolejnym lvl przejście na kolejny jest niepełne. Zresztą trudno mówić o lvl, to jest poza czasem, wszystko dzieje się jakby naraz( to totalnie nieweryfikowalna hipoteza, ale mi się podoba;)

Miało być o Miłości, o kombinacjach z jej przeciwieństwami. Różne aspekty Miłości mają różne przeciwieństwa...
Nienawiść
Obrzydzenie
Obojętność
Krzywdzenie
Brak zrozumienia
Kłamstwo, brak szczerości
Ograniczanie wolności
Dzielenie
Brak akceptacji

Na razie wystarczy, temat raczej nigdy nie będzie zamknięty, szczególnie, że jedna z moich hipotez mówi, że to właśnie Miłość jest punktem wyjścia;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz