środa, 20 marca 2019

Zobaczyć nie znaczy uwierzyć...

Czytam nałogowo. Inaczej tego określić się nie da, ale cóż jestem książkowym ćpunem, który dorwał się do towaru, do którego tak często dostęp blokuje HPPD. Gupi muzg skończony i lecę z kolejną. Padło zdanie: zobaczyć znaczy uwierzyć. No nie. Nie, nie i jeszcze raz nie. I nawet nie chodzi mi tylko o mnie, istotę na codzień żyjącą z mega rozkręconym HPPD doświadczającej regularnie różnistych iluzji i halucynacji optycznych. Myślę o większości współczesnych ludzi. Od czego zależy czy wierzymy w prawdziwość tego co widzimy na zdjęciu lub filmie? Nie jest tak, że wszystkie zdjęcia lub filmy uznajemy za fikcję, czerpiemy z nich ogromną część wiedzy, ale wiele informacji klasyfikujemy jako nieprawdziwe, wiele oglądanych wielokrotnie bytów zaliczamy do nieistniejących. Tak, widziane, słyszane, możemy wymienić ich cechy, ale mimo to kladyfikujemy jako nieistniejące. Jakby nie można było zaklasyfikować jako istniejące w sztuce i kulturze- można i sporo ludzi tak robi.
Klasyfikacja bytu jako nieistniejącego realnie jest tak silna, że większość ludzi gdyby zobaczyło prawdziwego smerfa lub elfa prędzej uznałaby, że coś jest nie tak z ich głową lub założyłoby, że to jakaś sztuczka lub nowinka technologiczna.
Kurcze, jakby ufo przyleciało to sądzę, że ci którzy już w ich istnienie wierzą uznaliby to za prawdziwy statek kosmitów, ci którzy nie w sporej części nie zmieniliby stanowiska twierdząc, że to nasza technologia, jakaś sztuczka czy też halucynacja.
Gdy coś widzisz, ale nikt w to nie wierzy, pada sporo bardziej racjonalnych w świetle twojego modelu poznawczego wyjaśnień przyznasz, że to halucynacja lub pierwsza interpretacja i klasyfikacja były błędne, no nie? Obecnie, przez poziom i tempo rozwoju techniki ważniejsza od zobaczenia i usłyszenia jest zgodność z założeniami o rzeczywistości, choć oczywiście doświadczenie potrafi zmienić założenia, ale proste to nie jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz