piątek, 1 marca 2019

Pomarudzę sobie, a kto mi zabroni?!

Co musi się wydarzyć, aby człowiek tak bardzo pragnął unicestwienia? W przypadku zakochanych wystarcza nieodwzajemniona miłość. Ten element też u mnie zachodzi... Choć jest trochę równoważony przez miłość ze strony dzieciaków.
Poczucie osamotnienia, bycia totalnie niezrozumianym, obcym i zbytecznym...
Problemy finansowe... Temat rzeka...
Koszmarne wahania nastroju, nie radzenie sobie z emocjami, uczuciami, myślami.
Paskudne nasilenia hppd- to też zwiększa poziom bycia niezrozumianym i obcym bytem.
Nałogi? Eh, dopóki brałam różne różności było względnie dobrze... Stan bez używek jest przereklamowany, to po prostu koszmar. Branie leków zgodnie z zaleceniami to też kicha, bo dominuje makabryczne zniechęcenie, poczucie pustki, braku energii i chęci autodestrukcji. Tak się po prostu nie da żyć.
Do tego teksty typu: weź się w garść, będzie dobrze, musisz się bardziej postarać...
Ciekawe jak by tacy cwaniacy sobie radzili z falującym i śnieżącym obrazem, koszmarnymi iluzjami wzrokowymi, mega szybkimi zmianami nastroju, osobowości, poziomu odczuwania emocji. Może w tym jest problem? Bo sobie jakoś radzę i można odnieść wrażenie, że robię sobie jaja, że udaję że mam dość, że po prostu mogę się bardziej postarać... Głupie pisanie jest wyzwaniem: literki się ruszają, zmieniają kolory, rozmiary, kształty. Ale sobie radzę, z tym że jest to potwornie męczące. Tak samo codzienna walka z sobą, aby nie rozwalić sobie głowy o ścianę, aby przeżyć kolejne parę godzin. Patrzę na twarze, zmieniają się, nie potrafię odczytywać emocji, bo jak to robić gdy twarze w praktyce wyglądają na nieludzkie maski, próbuję po tonie głosu, ale tu też nie mam stabilizacji, nie zawsze słyszę to co jest mówione, tony, akcenty się zmieniają. Czasem dochodzi synestezja. Ma to swój urok, ale gdy pojawia się i znika bez ładu i składu, bywa wykańczające.
Mam ochotę zrobić sobie krzywdę, zadać fizyczny ból, bo to łagodzi ból psychiczny.
Z zasady potrafię z tym wygrać, ale czasem przegrywam. To nakręca spiralę wkurzenia na siebie, wstydu, złości...
Ogarnęłam metody zapobiegania głupotom gdy jestem mega pobudzona, gdy wydaje mi się, że mogę wszystko, mam miliony pomysłów na minutę, zaczynam mówić dużo za szybko i czasem zaczynam jedno zdanie, w myślach przeleci końcówka i kilka następnych i na głos idzie końcówka zdania, ale nie tego które zaczęłam. Potrafię po prostu powstrzymać ogromną chęć interakcji z innymi ludźmi, rozładować się w jakiś bezpieczny sposób, radzić sobie z brakiem koncentracji... W praktyce może i nie sprawiam wrażenia mega pobudzonej wiewiórki robiącej głupoty, ale szybko spadam na nastrojowe dno... To w sumie logiczne, jak jestem w dołku mogę spać i to dużo, na nastrojowej górce mój organizm jakby produkował amfetamine-zmęczenia i senności niet, ale w praktyce to wykańcza.
Z zasady nie walczę z tymi durnymi stanami, raczej tryb akceptacji i obserwacji. Z myślami samobójczymi długo walczyłam, ale poddaję się. Ile można? Technika, że zabiję się jutro też przestaje działać... Nie mam pomysłów, nie chcę ich mieć, pragnę zasnąć i się nie obudzić. Znów zrobić spacer na most i tym razem utonąć w zimnej rzece, pływak ze mnie do niczego, nawet na bombe nie umiem skoczyć, więc przy użyciu mostu powinno się udać, chyba że znów coś/ktoś uniemożliwi akcję.
Planów mam aż za dużo...
Samotność i brak zrozumienia nasilają takie zapędy. Coś sprawia, że znów z tym walczę, ale to nierówna i beznadziejna walka. Za bardzo skopałam sobie życie, aby serio mi na nim zależało. Niektórzy mówią, że niby im na mnie zależy, ale puste słowa niczego nie zmienią...
Samotność, pustka, pragnienie rozmycia się w niebyt...
Bezsens życia, bezsens istnienia, totalny absurd i paradoks.
Wiem, że zabić się zdążę. Tak naprawdę pragnę się wylogować, bo nie mam sił aby ciągnąć tą grę, bo ona po prostu nie ma sensu. O sensie można mówić tylko z perspektywy celu, a celem i tak jest śmierć.
Nie wierzę w absurdalne i nielogiczne koncepcje piekła, pozostałe opcje są całkiem ok. Kurcze, nawet jakby istniało piekło pełne cierpienia to czy serio będzie to gorsze od tego co obecnie się ze mną dzieje? Jeśli piekło istnieje to w ludzkich umysłach, tak bardzo, bardzo dosłownie. Nie jako wyobrażenie, ale jako stan umysłu...
Niby mogę wyciszyć umysł, po prostu być... Długo ten stan odbierałam jako cudowny, ale jest pusty, jest kolejną iluzją, nowym sztucznym podziałem. Jak można mówić o czystym byciu, czystym doświadczaniu gdy odcinamy się od ważnego aspektu rzeczywistości. Pierdolenie o nonduality dzieląc to co jest na rzeczywistość i iluzję, kolejne koncepty, sztuczne podziały...
Wszystko jest pojebane i tyle, szczególnie ja, mimo, że ja to tylko zaimek, koncept...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz