poniedziałek, 4 marca 2019

Rozkminianko- Miłość, cz.2

No to od początku, bo dzięki temu jest szansa na trafienie zupełnie na inne tropy.
Czym jest Miłość?
Pragnieniem Dobra?
Siłą jednoczącą?
Uczuciem będącym splotem troski, akceptacji, szacunku, przywiązania?
Czymś czego w pełni rozum nie ogarnie? Wszystkim i niczym?

Co z innymi wyższymi ideami? Coraz bardziej mam wrażenie, że są jej pochodnymi... albo dopełnieniami...
Miłość pożądająca na własność , nadopiekuńcza, nadmiernie wymagająca wymaga dopełniona Wolnością staje się Miłością partnerską, troskliwą i wspierającą...
Miłość naiwna, idealistyczna, oderwana od rzeczywistości gdy się z nią zmierzy i pozna trudny, bolesny i wręcz zły, krzywdzący aspekt kochania, pozwala na wyzbycie się nierealistycznych oczekiwań, akceptacji problemów, bólu jaki potrafi zadać. Staje się bardziej Prawdziwa, jednocząca porządek i chaos, to co wydaje się dobre i to co wydaje się złe.... Tak, łatwo się to pisze, w praktyce zmierzenie się z rzeczywistością, komfrontacja tego co jest z oczekiwaniami jest po prostu piekielnie trudne.

I tu nasuwa się pytanie: czy prawdziwa Miłość jest kompatybilna z oczekiwaniami?
Hmm... Może z nadzieją, że będzie dobrze, ale bez jakichkolwiek konkretnych oczekiwań? Może Nadzieja też wymaga konfrontacji ze swoimi cieniami, z tym co jest jej, ale nie jest nią, z tym z czego potrzebuje wydobyć pozytyw... Przecież cień ma swoje plusy, jest ciemniejszy, ale za to w pozwala złagodzić skutki upału...
Jak to tak bezpośrednio porównać to ma to sens. Słońce oświetla coś, równocześnie powstaje cień. Gdy światło pada z wielu stron ujawniając różne aspekty i cieni jest więcej. Cienie nie są tym czymś, są wykrzywionym obrazem tego, ale nie są przez to przecież złe, nie są tym czymś, nie są Słońcem, ale jakby specyficznym dzieckiem jednego i drugiego. Czymś co ujawnia dodatkowe aspekty... Dość łatwo pomylić obiekt z cieniem, szczególnie gdy oniekt jest praktycznie niewidoczny, ot taka para, nie da się jej zobaczyć inaczej niż obserwując cień.... Tylko że w tym przypadku wiadomo, że ma inne cechy niż swój cień, no nie.
No to mamy tą Nadzieję, samym językiem mylimy ją z oczekiwaniami, traktując te słowa zamiennie: mam nadzieję, że to zrobisz, oznacza,że oczekuję/ wymagam abyś to zrobił. Ale czy Nadzieja i wymagania/rządania to to samo. Może oczekiwania są takim cieniem. Są super do nadawania kierunku działania, ale nawet wówczas przydaje się dystans i uwzględnienie możliwości...
Oczekiwania są też cieniem Miłości, to po prostu miłość obwarowana warunkami, będę kochać jeśli spełnisz moje oczekiwania, ot handel wymienny...

Kurcze, czyżby oczekiwania były cieniem każdej wielkiej idei?
Miłość bez oczekiwań to Miłość bezwarunkowa.
Piękno bez oczekiwań po prostu jest wszędzie, bo nie ma oczekiwań/ założeń odnośnie tego co można za piękne uznać, liczą się czyste odczucia i można je dostrzegać wszędzie...
Wolność bez oczekiwań, to Wolność także od potrzeby zaspokajania czegokolwiek
Prawda bez oczekiwań, to rzeczywistość taka jaka jest, a nie taka jakiej chcemy, jaka pasuje do przekonań...

Ok, tylko że do pełni element oczekiwań jest potrzebny, ciekawe co wyjdzie...

Całkowicie bezwarunkowa Miłość nie ma formy, nie różnicuje nikogo i niczego, jest wszechogarniająca, ale pozbawiona aspektów partnerstwa, wzajemnego rozwoju, wsparcia, wspólnego wzrastania...

Jeśli wszystko jest Piękne, to to pojęcie traci sens, nie ma punktu odniesienia, nie będzie kultury i sztuki bawiącej się w tworzenie i łamanie kolejnych kanonów piękna.

Wolność bez ukierunkowania niczym się nie różni od totalnej niewoli. To i to jest całkowitą stagnacją...

Prawda, jako rzeczywistość taka jaka jest jest niepoznawalna, nie służy nikomu, bo gdy komuś służy to właśnie liczą się te aspekty, które spełniają pewne oczekiwania/ potrzeby. Nie ma miejsca na indywidualne punkty widzenia, na modele rzeczywistości, czyli prawdę dostosowaną do realizacji oczekiwań.

Te formy bez oczekiwań są totalnym bezruchem, są w bezczasie, nie ma miejsca na zmianę, na podziały, braki, różnorodne aspekty... To jakby punkty zero, dopiero zarysowanie lini od niego wychodzących w stronę różnych oczekiwań wynikających z braków, dążących do skrajnych przeciwieństw dają pole do popisu...
Powstaje chyba nieskończona, wielowymiarowa, dynamiczna przestrzeń...

I sądzę, że to wszystko jest scalane przez Miłość, jako siłę jednoczącą, dążącą do integracji wszystkiego czym, oraz integracji tego czym nie jest, bo to czym nie jest to totalna iluzja, bo skoro jest wszystkim to nie ma nic czym nie jest... Przez poznanie tej iluzji może się w nieskończoność rozwijać, być dynamiczną doskonałością...

Coś blisko się robi do Boga...
Ciekawe co wyjdzie za kolejnym zamachem?

Plus z tych rozkmin, że mam tymczasowy sens w życiu, jakieś zajęcie dla umysłu i rąk:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz